Zapraszamy do lektury artykułu Tomasza Sierżęgi, który opowie wam o swych początkach na SkiTourach i mamy nadzieję zachęci do spróbowania sił w tej ciekawej górskiej dyscyplinie sportu.
Być może potem wasze pierwsze próby zamienią się w pasję i w przyszłości zechcecie spróbować swych sił także w zawodach narciarstwa wysokogórskiego – Skialpinizmie?
Narciarstwo wysokogórskie jest same w sobie bardzo ciekawą górską dyscypliną techniczno-wytrzymałościową, w której zaczynamy osiągać coraz większe sukcesy na arenie międzynarodowej. Dodatkowo dość często uprawianą z powodzeniem przez wielu zawodników startujących także w biegach górskich i to także tych ze ścisłej światowej i polskiej czołówki.
Polacy odnoszą coraz większe sukcesy … (foto: Monika Strojny)
Można tu wspomnieć o takich zawodnikach jak Kilian Jornet, który w latach 2008 -2010 zdobył także 6 medali mistrzostw świata w Skialpinizmie (2 złote, dwa srebrne i dwa brązowe). Z Polaków startujących w biegach górskich, którzy mają lub mieli dość sporo wspólnego z narciarstwem wysokogórskim można wymienić: Pawła Krawczyka, Tomasza Brzeskiego, Andrzeja Bargiela czy Kornela Rakusa.
Ale zacznijmy od początku …
Moje pierwsze narty skiturowe, które dostałem od kolegi były tak stare, że nawet nie chciałem sprawdzać czy mogę do nich dokupić foki. Jednak po wyjeździ narciarskim w Alpy i po spotkaniu tam „skitourowców” przemogłem się.
I tu było pierwsze zaskoczenie – najtańsze narty z fokami plus foki extra do moich nart to koszt 200zł. Namówiłem jeszcze paru znajomych i „małżowinę” oczywiście też :-). Wydając poważną sumę 400zł staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami czterech nart z fokami.
Pierwsze podejścia jak i karkołomne zjazdy wykonałem w starych skorupach wspinaczkowych. Po kolejnym podejściu i zjeździe do schroniska wróciłem tylko w wewnętrznych botkach, niestety skorupy tego nie przetrzymały :-).
Potem były już normalne buty, a ja już wiedziałem, że skitoury to jest pełnia szczęścia i swobody. Na koniec sezonu postanowiliśmy spróbować naszych sił w Karkonoszach po stronie Polskiej. Oczywiście śniegu było trochę mniej niż nam się zdawało i z dwa kilometry, moje kochane narty (1,8m długie, przy moich gabarytach 1,7m )musiałem nieść na plecach, nie wspomnę już o wadze nart. Z wiatrem zbyt silnym i widocznością zbyt słabą dotarliśmy na grań i z górki przez „Bystrą” i „Puchatka” do Szklarskiej Poręby.
Zero ludzi tylko my góry no i te ciężkie narty 🙂 . Zadowoleni wróciliśmy do domu, a ja powoli już myślałem o nowych nartach. W tym roku pierwsze nasze kroki skierowaliśmy również do schroniska pod Łabskim Szczytem. Ja uzbrojony już w krótsze narty mojej „lubej” (musiałem przetestować jej nowy zakup) 🙂 , prawie wbiegłem do schroniska i było mi na tyle mało, że namówiłem Marka na zjazd starą nartostradą do żółtego szlaku i ponowne podejście.
W schronisku miła atmosfera, paru jak my nienormalnych skitoutowców, przystępna cena i tradycyjnie fatalne warunki na zewnątrz.
W następny dzień mimo minus 10stopni C, a na grani odczuwalna temperatura minus hm oj dużo 🙂 . Podeszliśmy nad Śnieżne Kotły i do Hali Szrenickiej, a stamtąd to już tylko dziesięć minut „Lolobrygidą” i Szklarska Poręba.
Po moich przygodach na nartach biegowych i zjazdowych mogę powiedzieć, że skitoury dają mi dość nieograniczoną możliwość poruszania się po górach i co najważniejsze za bardzo przyzwoite pieniądze.
Zresztą spróbujcie sami…
Tomasz Sierżęga
Leave a Comment