Już o 9:00 rano, kiedy wszyscy zgłoszeni do biegu ultrasi ruszali na trasę, czuć było, że słońce nie odpuści i kolejny dzień spłynie żarem z lipcowego nieba. Trochę porannego chłodu znad Jeziora Bielawskiego jeszcze unosiło się w powietrzu, ale resztki rosy szybko znikały z zielonej murawy, na której do startu szykowali się biegacze. Odliczanie, strzał i rozpoczęła się pierwsza, historyczna Ultra Sowa.
Jak to w biegach ultra bywa, stawka rozciągnęła się znacznie już na pierwszych kilometrach i od samego początku widać było kto myśli o zwycięstwie, kto o miejscu w czołówce, kto w środku listy z wynikami, a kto chce po prostu na własnej skórze poczuć co to znaczy ultra w górach. Kilku zawodników z czołówki wyznało na mecie, że zlekceważyli tę trasę. Niby nie było dużych różnic wysokości, niby cały czas trzeba było biec grzbietem lub przewijać się z jednej jego strony na drugą, ale jednak było przecież po drodze kilka szczytów i przełęczy – aż uzbierały się 53 km i ponad 2000 m przewyższenia.
Ci którzy znają Góry Sowie wiedzą, że ten bieg gwarantuje zapierające dech w piersiach górskie panoramy, zmiany krajobrazu, karkołomne zbiegi i wyczerpujące podbiegi. Trochę przyjemnego trawersowania leśnymi stokówkami również było w pakiecie. Gęsto rozmieszczone i dobrze zaopatrzone punkty odżywcze dawały chwilę wytchnienia i można było do woli się napić, zjeść coś i nabrać sił na dalszą walkę z górami.
Jeśli komuś mało było radości ze zdobycia najwyższego szczytu Gór Sowich – Wielkiej Sowy (1015 m), to miał możliwość cieszyć się raz jeszcze – droga w stronę Bielawy znów wiodła właśnie tamtędy.
Na pierwszych 10 km ukształtowała się kilkuosobowa grupka pretendentów do wygranej, ale konsekwentnie i powoli budowana przewaga pozwoliła coraz bardziej oddalać się od rywali Ondrejowi Pencowi (Cyklotony, Czechy), który zdawał się biec coraz szybciej, nic sobie nie robiąc ze zmęczenia i trudności na trasie. Od połowy dystansu wiadomo było, że to on powinien wbiec na metę jako pierwszy. Pytania natomiast były dwa: w jakim czasie i z jaką przewagą? Penc ostatecznie Ultra Sowę wygrał z fenomenalnym czasem 4:29:25. Drugi na mecie był Przemysław Nowak (Krause Running Team, 4:40:34), a trzeci Mariusz Piekarz (UKS Ludwikowice Kłodzkie, 4:42:27).
Angelika Szczepaniak (Akademiabiegacza.pl) była bezlitosna dla swoich rywalek w klasyfikacji kobiet i wygrała z czasem 5:37:31. Za nią na mecie pojawiła się Marlena Nowacka (Jan-mar, 5:55:22). Na trzeciej pozycji znalazła się Ewa Ardelli (Biegaj z Piorunem, 6:25:26). Po górskim tropikalnym piekle dla każdego nadchodził wreszcie czas na raj – meta, jezioro, cień, odpoczynek. Koniec.
Na pewno poziom trudności w Ultra Sowie wzrósł z powodu pogody. Tropikalne upały nie ominęły Gór Sowich, choć na trasie było sporo cienia, ale chłodu raczej nie sposób było znaleźć. Było gorąco, pot lał się strumieniami. W takich warunkach każde zwycięstwo, a za takie uznać należy po prostu dotarcie do mety, musiało smakować wybornie. Na wszystkich finisherów czekały medale, posiłek i nieograniczony dostęp do upragnionego punktu odżywczego „bufet – meta”. W trakcie dekoracji nagrodzono i udekorowano zwycięzców, a drobne upominki ( i oczywiście również medale) czekały także na pierwsze trójki we wszystkich kategoriach wiekowych i w klasyfikacji drużynowej.
Tego samego dnia o godz. 11:00 na trasę wyruszyli także biegacze startujący w III Półmaratonie Górskim Kalenica i Bielawskiej 12. Oba te biegi zaliczane są do klasyfikacji cyklu biegów górskich Runner’s World Super Bieg. Ogółem w Górach Sowich biegało w minioną niedzielę ponad 500 osób.
I Ultra Sowa przechodzi do historii, a wszyscy, którzy w niej wystartowali napisali pierwszy rozdział tej opowieści. Drugi rozdział już się pisze, a jego tytuł to „Ultra Sowa 2019”.
Pełne wyniki Ultra Sowy, Półmaratonu Kalenica i Bielawskiej 12:
Leave a Comment