Skromna, dwuosobowa reprezentacja Polski wzięła udział w mistrzostwach świata w długodystansowym biegu górskim. Konkurencja ze strony Festiwalu Biegowego w Krynicy okazała się zbyt duża i w efekcie w reprezentacji zabrakło mężczyzn. Ostatni wycofał się na 2 tygodnie przed zawodami. Ostatecznie na starcie Maratonu Jungfrau stanęły Ania Celińska i Tosia Rychter.
Trasa tego maratonu jest dość osobliwa. Do 25 km to bieg uliczny, który ma co prawda parę podbiegów, ale poza tym, że przebiega w przepięknej alpejskiej dolinie otoczonej malowniczymi szczytami nie daje się nazwać biegiem górskim.
Po 25 kilometrze zaczynają się prawdziwe góry. 3-kilometrowy podbieg przeprowadza pierwszą weryfikację zawodników. Kolejna wyrypa zaczyna się na 36 km i ciągnie się do 41 km, gdzie osiąga się najwyższy punkt trasy.
Na tym odcinku pokonuje się ponad 700 m różnicy poziomów, a potem ostatni kilometr zbiega się do mety. W sumie na trasie pełnego maratonu zawodnicy mają do pokonania + 1829 m + 305 m przewyższenia.
Dużym plusem jest to, że trasa przebiega wzdłuż kolejki, którą jedzie się z Interlaken (kilometr od startu) do Lauterbrunnen, a potem przesiada się na kolejkę zębatą, która jedzie do Kleine Scheidegg niedaleko mety maratonu. Rozkład jazdy umożliwia parokrotne wysiadanie z kolejki i obserwowanie walki na trasie, a także oczywiście wspieranie zawodników.
Największą jednak zaletą trasy są krajobrazy. Biegnąc trasą zbliżamy się coraz bardziej do 3 czterotysięczników – Jungfrau, Möncha i Eigeru mijając po drodze liczne urwiska i wodospady. To sprawia, że numer Jungfrau Marathonu bywa równie ceniony jak maratonu w Londynie, czy Nowym Jorku.
Zawody były dwudniowe. Pierwszego dnia startowały kobiety i weterani M50+. Chodziło o to, aby na metę mistrzostw świata kobiet jako pierwsza wbiegła kobieta. Drugiego dnia rywalizowali mężczyźni kategorii M50-.
Na 20 km prowadziła ubiegłoroczna zwyciężczyni Francuzka Aline Camboulives przed Austriaczką Sabine Reiner (5. miejsce tydzień wcześniej w MŚ w biegu alpejskim), Etiopką Abebech Bulbula i Nowozelandką Sarą Biss.
Tosia Rychter w tym miejscu była na 51, a Ania Celińska na 52 miejscu.
Ten płaski odcinek dał się naszym dziewczynom, a szczególnie Ani bardzo we znaki. Potem jednak zaczął się upragniony podbieg. Ania przesunęła się o 10 miejsc do przodu, także Tosia wyprzedziła kilka rywalek. Na czele nadal znajdowała się Camboulives przed Sabiną Reiner, ale na trzecie miejsce wyszła z 9.miejsca Amerykanka Stevie Kremer. Etiopka spadła na dalszą pozycję, a Nowozelandka Biss także zaczęła tracić dystans do czołówki.
Cała górska część trasy należała już do Amerykanki Stevie Kremer, która tydzień wcześniej zajęła 7 miejsce w alpejskich mistrzostwach świata, ale do tej imprezy zgłosiła się indywidualnie, bo zabrakło dla niej miejsca w 5-osobowej reprezentacji USA.
O pozostałe medale zaciętą walkę stoczyły Sabine Reiner, Amerykanka Kim Dobson i prowadząca przez większą część dystansu Francuzka Camboulives, które w tej kolejności wbiegły na metę.
Francuzka była tak wyczerpana walką, a może tak rozczarowana wynikiem, że zabrakło jej wieczorem na dekoracji. Amerykanki zdobyły złoto pomimo tego, że pierwsza na mecie nie liczyła się do wyniku drużyny.
Ania Celińska bardzo dobrze przebiegła drugą (górską) część dystansu i ostatecznie ukończyła bieg na 25 miejscu.
Czwarta w roku biegłym w Słowenii Rosjanka Irina Pańkowskaja była 20.
Tosia Rychter po 30 kilometrze przeżywała kryzys na płaskim odcinku w dolinie, ale potem poprawiła się na ostatnim podbiegu i w efekcie zajęła 47 miejsce.
Biegnące przez połowę dystansu w czołówce Etiopka Bulbula oraz Nowozelandka Biss zajęły miejsca 41 i 42. Inna Etiopka Tekuam Amesh, siódma na półmetku, na mecie zameldowała się na 90.miejscu, 4 miejsca za mieszkająca w Niemczech Polką Agnieszką Sokołowską.
Znana nam z Maratonu Karkonoskiego Czeszka Adela Esentierova zajęła 117.miejsce. Ostatecznie sklasyfikowano 1363 kobiety. Dość osobliwym zdarzeniem był udział w zawodach Włoszki Elisy Desco. W swoim pierwszym po dyskwalifikacji za doping starcie ta wybitna zawodniczka pobiegła bez numeru choć takowy posiadała. Jeszcze na 30 km biegła na 6. pozycji, ale do mety nie dobiegła. Czy zdjęli ją doprowadzeni do furii organizatorzy, czy wycofała się sama ? Po co w ogóle biegła bez numeru ? Tak dość dziwaczna sytuacja miała swoją kontynuację następnego dnia, kiedy to widziałem Elisę truchtającą do mety na końcówce trasy, oczywiście bez numeru, podczas, gdy jej mąż, pięciokrotny mistrz świata seniorów w biegu anglosaskim Marco De Gasperi, który zwyciężał już w tym maratonie skończył swój występ na 5.kilometrze trasy. Kontuzja kolana, o której mówił mi jeszcze w piątek, czy jakaś inna przyczyna ?
Następnego dnia Ania Celińska zajęła się wspomaganiem Roberta Celińskiego.
Tosia i ja obserwowaliśmy czołówkę. Po 10 km na czele znajdował się ubiegłoroczny zwycięzca Austriak Markus Hohenwarter i zwycięzca Maratonu Zermatt Kenijczyk Hosea Tuei.
Tempo mieli zabójcze – 3:10 na kilometr. W pewnej odległości za nimi biegli Anglik Huw Lobb, potem Szwajcar Patrick Wieser, a później grupa 5 zawodników, w której znajdował się ubiegłoroczny mistrz świata Słoweniec Mitja Kosovelj.
Po 10. kilometrze widzieliśmy z okien pociągu jak Mitja zostawił swoich rywali na pierwszym podbiegu i na półmetku zameldował się na 5 pozycji. Z kolei Wiser dogonił Lobba, a na czele nadal biegła ta sama dwójka. Czołówka biegła tak szybko, że wyprzedziła kolejkę zębatą na i na 30. km nie wysiedliśmy z pociągu, bo widzieliśmy, że obok stacji kolejki przebiega już Mitja Kosovelj.
Nasz sympatyczny kolega ze Słowenii doskonale spisywał się na najbardziej stromych odcinkach trasy. Na ostatnim podbiegu uzyskał czas prawie o 2 minuty lepszy od Markusa Hohenwartera. Było to za mało, aby wygrać z Austriakiem, ale wystarczyło, aby wyjść na 2. miejsce.
Z kolei Kenijczyk Tuei przeżywał bardzo ciężkie chwile. Na ostatnim odcinku trasy uzyskał zaledwie 30. czas i dobrze, że udało mu się dobiec na 3. miejscu. Długo biegnący na 3. miejscu Anglik Lobb ukończył bieg na 41. miejscu.
Najlepsze miejsce z Polaków – 178 zajął Robert Celiński, 616. Mirosław Burzyński, 865. Mariusz Gazda.
Ostatecznie, drugiego dnia zawodów na mecie w przepisowym limicie 7 godzin zameldowało się 2985 zawodników.
Impreza zakończyła się przekazaniem flagi WMRA Robertowi Gudowskiemu, organizatorowi Maratonu Karkonoskiego, podczas którego odbędą się przyszłoroczne mistrzostwa świata w długodystansowym biegu górskim.
Relacja: Andrzej Puchacz
Foto: Robert i Anna Celińscy
Brawa dla Ani , Roberta i pozostałych naszych reprezentantów!
Piękne widoki i trasa, której część miałem kiedyś okazję przejść, ale nie przebiec 🙂
Dzięki, Krzysiek 🙂 Mam nadzieję, że przeszedłeś tę górską część trasy, a nie te nudne 25 km asfaltem. Widoki na ostatnich kilometrach są niesamowite, ja niestety niewiele już wtedy widziałem 😉 Na szczęście, przez cały czas mieliśmy świetną pogodę, więc przez 4 dni pobytu zdążyliśmy się napatrzeć na Alpy 🙂