Do tej pory moje biegowe bliskie spotkania z pieskami kończyły się różnie – a to prawie odgryzioną łydką przez psa pasterskiego na Podhalu, a to wysokim lotem i nie zbyt miękkim lądowaniem na kamieniach…
Reakcja właścicieli? W pierwszym przypadku żadna, w drugim rozbrajające słowa „przecież Pana nie ugryzł”…
Cóż mi pozostało? … nic tylko kupić sobie psa …;-)) Tak też zrobiłem …
Trzy dni później (czyli dzisiaj) mój redakcyjny kolega – Dariusz Marek -mimo iż jeszcze o mym zakupie zapewne nic nie widział – przysłał mi niezwykły prezent… Felieton o swych spotkaniach z czworonogami…
Oto on:
Zdarza mi się wyjechać gdzieś w nieznane rejony by sobie pobiegać i przy okazji nacieszyć oko urokami wsi.
Często jest to jakaś okoliczna wioska. Sam Spokój, cisza, aktywny relaks.
Więc biegnę sobie gdzieś tam po gruntowej drodze prowadzącej do nikąd.
Fajnie jest do momentu gdy na mojej drodze nie pojawi się pies, lub kilka psów – tzw. Psi gang.
Biegnący człowiek nie istotne czy w jaskrawych kolorach czy nie, staje się potencjalnym celem. W oczach czworonoga staję się ofiarą a on ze względu na swoje pierwotne instynkty staje się łowcą. Moja reakcja : zatrzymuję się co najmniej kilkanaście metrów przed moja przeszkodą. Gdyby piesek miał uszy – a ten ze względu na swoją rasę ich nie posiadał – postawił by je, jednak wystarczyło mi że stanął w bojowej pozycji charakteryzującej się bezruchem, postawieniem sztywno ogona oraz skierowanymi ślepiami skierowanymi w moją stronę. Wiedziałem że zostałem namierzony. Patrzymy na siebie. Następuje rezonans.
Cofam się powoli a on w tym momencie zaczyna szarżę w moim kierunku. Stanąłem jak w ryty po raz drugi. Pies podlatuje i zaczyna chaotycznie szczekać i warczeć.
Nagle z za krzaków wychodzi prawdopodobnie właściciel psa, Pani ze smyczą trzymaną w ręce, zwisającą sobie luźno przy ziemi i kagańcem dyndającym obok. – „Niech się Pan nie boi. Nie gryzie.” Pies jest przy mnie i ujada, praktycznie gryząc mnie po nogach.
Głupia sytuacja. – „Fafik!Fafik!?!” – woła właścicielka.
Pies poszczekał jeszcze chwile i ociągając się w końcu wycofał, podbiegł do właściciela. „–Mówiłam że nie gryzie!”
Zatkało mnie, odwróciłem się i pobiegłem tam skąd zacząłem trening, czyli do auta odzyskać prawidłowe kolory skóry. Podobne sytuacje mnie często prześladowały.
Postanowiłem kupić sobie coś do samo obrony – gwizdek na ultradźwięki. W globalnych sklepach można zakupić taki ale do montażu w samochodzie na zasadzie trąbki. Będąc w aucie nie obawiał bym się odgryzienia mojej nogi więc po licho mi to? Odpada.
Rozwiązanie jednak nastąpiło samo. Olałem totalnie takie psie ataki i ujadanie zachowując zimną krew. W momencie spotkania na swojej drodze psa, przechodzę do marszu. Omijam delikwenta gdzieś z boku. Czasami jest ciekawski i podchodzi, ale na tym się teraz kończy. Gdy już jestem odpowiednio daleko zaczynam biec znowu. Tym samym omijając jego teren, tzn. przechodząc przezeń w dozwolony, spokojny lecz stanowczy sposób nie wywołuję w nim prawidłowej reakcji.
Pies się potrafi zachować prawidłowo broniąc swojego terenu, rozumiem to.
Tylko szkoda że spory procent właścicieli psów nie potrafi zrozumieć ze mają nad nimi pozorną władzę – i to jest niebezpieczne. Lepszy pies „luzakiem” niż przy budzie z jedynym swoim kompanem – łańcuchem.
Tekst i grafika: Dariusz Marek
Najlepsze są pieski baców (Podhalany) na Hutach w dol Cholowskiej:P raz myślałem, że po mnie w ostatniej chwili baca z szałasu wyskoczył:). Innym razem w okolicach Butorowego 2 takie mnie goniły ale pod lasem znalazłem spore skały i musiały uciekać.
Sam bylem przez 15 lat właścicielem dużego psa, który najzupełniej w świecie ignorował biegaczy nawet jak na niego wpadli to jedyne co robił to skomlał. Teraz gdy mojego pupila nie ma od 3 latek biegając zaczynam się bać psów:( a raczej ich reakcji na mój bieg. Rozumiem teraz rozterki osób biegających gdy spotkają na swojej drodze psa a właściciel zapewnia – nic nie zrobi!