9 sierpnia 2014 roku, na terenie Kazimierskiego Parku Krajobrazowego w pobliżu Karczmy Parchatka, odbył się bieg o charakterze górsko – przełajowym, którego Organizatorem była Fundacja Ruszaj Na Szlak.
Poniżej relacja z tej ciekawej imprezy, której motto brzmi:
„Szarość, nuda niech je szlag! Wkładaj buty, bieg na szlak”!
W sierpniu ubiegłego roku miałem przyjemność wystartować w pierwszej edycji biegu zorganizowanego w okolicach Karczmy Parchatka położonej przy Stoku Narciarskim PARCHATKA w odległości około 4 km na południe od centrum Puław. Okolicę i atmosferę biegu wspominam bardzo pozytywnie, więc w tym roku przebierałem nogami pod suto zastawionym imprezami biegowymi stołem, nie mając wątpliwości, że pobiec tutaj po prostu muszę. Gdybym miał wskazać dwa najbardziej wyczekiwane starty sezonu letnio – jesiennego 2014r. to oprócz Wrocław Maratonu, na którym chcę wyrównać rachunki z tym dystansem, Parchatka byłaby na drugim miejscu. O ile do Wrocławia podchodzę jak do pełnej cierpienia bitwy, to bieg po lessowych wąwozach kojarzy mi się z czymś relaksującym i w pewien sposób odpoczynkowym.
Odpoczywa głowa, bo podczas biegu nie można myśleć o niczym innym niż pokonywaniu na bieżąco kałuż, błotka na zbiegach, dołków, podbiegów i pokrzyw. Pełna koncentracja cały czas. Odpoczywają oczy, gdyż przez ponad godzinę intensywnie wpatrują się w otoczenie, w którym dominują wszelkie odcienie zieleni i brązów. Wydaje mi się, że w moim przypadku odpoczywają nawet nogi, bo wysiłek różni się nie tylko od tłuczonych po asfalcie kilometrów, ale nawet od crossów, które w ostatnich tygodniach zwykle z Tomkiem robiłem w sobotę.
W tym roku zaproponowano dwa dystanse: 7km i 14km. Zdecydowałem się na ten dłuższy. Organizatorom chyba trudno było się zdecydować, który bieg puścić najpierw, gdyż w pierwszej wersji „siódemkowicze” mieli startować o 11:00, a „czternastkowicze” o 11:10. Stało się całkiem odwrotnie. Patrząc na wyniki na jednym i drugim dystansie przy założeniu, że początek trasy jest ten sam dobrze się stało.
Już na pierwszych kilkuset metrach widać było, że będzie ciekawie. Dominują kałuże i błoto, które większość uczestników stara się jeszcze omijać.
W bagażniku miałem dwie pary butów: nowiutkie pachnące nowością i czerwienią Kinvary oraz stare, rozklapane Nike z przebiegiem ponad 2000 km. Gdybym wybrał te pierwsze, pewnie kilka razy pomyślałbym „szkoda”, więc wybór tych drugich uznaję za wybór nader trafny. Trudno słowami opisać piękno wąwozów, którymi prowadziła trasa. Trudno chyba też na Lubelszczyźnie zorganizować bardziej wymagający bieg na tym dystansie, nie używając do tego sztucznych przeszkód. Trzy podbiegi, na których przeszedłem do marszu, w okolicach czwartego, szóstego i pod koniec siódmego kilometra.
Na tym biegu uświadomiłem sobie, że zbiegać trzeba umieć. A ja po prostu tego nie potrafię robić. Świadczy o tym fakt, że z reguły na podbiegach to ja wyprzedzałem, z kolei na zbiegach byłem wyprzedzany. Na początku myślałem, że to może wina niewłaściwego doboru obuwia, lecz to nie koniecznie było prawdą, gdyż wyprzedzali mnie ludzie w zwykłych „szosówkach”. Trasa miała kształt „popsutej” ósemki i przebiegała w taki sposób, że okolice startu ze zgromadzoną publicznością mijaliśmy w jej połowie.
Nie wiem jak doping odczuwali inni biegacze, ale dla mnie był to „mega strzał”. Szczególnie gdy usłyszałem, że jestem w pierwszej trzydziestce – zstąpiła na mnie chęć wyprzedzania kolejnych zawodników (you know who you are).
Informacja nie była chyba do końca prawdziwa, ale to chyba taki bieg, w którym należy cieszyć się przede wszystkim okolicznościami przyrody, a nie cyferkami na kartce z wynikami.
Atmosfera biegu była super. Organizatorzy zadbali o to, żeby uczestnicy za szybko się nie rozjechali. Był min. bieg pod górę oraz losowanie nagród. Nie wiem jaki procent uczestników dostał nagrody, ale chyba całkiem spory. A nagrody… hmmm… ciekawe.
Oprócz damskiej polówki z napisem „Puławy”, która poszła w piękne ręce, trafił mi się parasol z takim samym logo oraz czapka, którą ze względu na styl i napis na pewno założę kiedy pójdę na koncert hip-hopowy w Puławach 🙂
Podsumowując: fantastyczna atmosfera i piękna okolica. Warunki atmosferyczne takie, jakich można się spodziewać w lecie, ale do tego w przypadku Parchatki, trzeba się chyba przyzwyczaić jako stałego elementu tego wydarzenia. Mam nadzieję, że przedsięwzięcie będzie z sukcesem kontynuowane w kolejnych latach. Nie wyobrażam sobie, żeby w moim kalendarzu biegowym zabrakło miejsca na kolejne edycje.
Autor: Paweł D.
Zdjęcia: www.biegszlaktrafi.pl/galeria
film:
Leave a Comment