20 września odbyła się III edycja biegu Mammut – Bieg na Babią Górę , Zawoja 2014. Bieg w stylu alpejskim o długości 10 km i 1250m przewyższenia, jest jednym z najtrudniejszych tego typu w Polsce. Dwie pierwsze edycje przywitały uczestników niegościnną pogodą. Niska temperatura i silny wiatr sprawiły, że ukończenie wyścigu było nie lada wyzwaniem. Trzecia edycja to mgła – widoczność minimalna.
Poniżej przedstawiamy relację jednego z naocznych świadków tego wydarzenia i zarazem uczestnika biegu:
Start biegu nastąpił o godzenie 10:00 spod ośrodka Zawojanka w Zawoi, przy korzystnej pogodzie oraz temperaturze około 15 st.C. Trasę nieznacznie zmodyfikowano i zaraz po asfaltowym początku, przed biegaczami pojawiła się pierwsza ściana do podbiegnięcia. Tuż za nią uformował się szyk i walka o podium rozpoczęła się na całego.
Niewątpliwie profil trasy Biegu Na Babią górę budzi respekt. Do tego należy dodać kapryśną pogodę panującą w wyższych patiach, tuż poniżej szczytu i na nim. Warto również uwzględnić strome, kamienne schody, zaczynające się pod schroniskiem Markowe Szczawiny i towarzyszące przez większą cześć trasy aż do mety.
Najlepsi biegacze górscy pokonują ten dystans w tempie około dziesięciu kilometrów w godzinę, z czego wynika, że dwie, może trzy osoby pokonały 95% trasy biegnąc, pozostali musieli podchodzić. Jak pokazała tegoroczna, trzecia już edycja tego trudnego biegu – dramatyczna walka towarzysząca biegaczom zmagającym się z trasą, budzi niesamowite emocje i daje wiele satysfakcji zarówno samym uczestnikom biegu jak i obserwatorom. Samo pokonanie trasy, czego dowodem jest przecięcie linii mety umieszczonej na samym czubku Diablaka, jest nobilitujące i wręcz euforyczne. Nigdy nie wiadomo, w którym momencie nagle zabraknie sił do dalszej wspinaczki, braknie oddechu, a nogi odmówią posłuszeństwa. Trasa jest trudna i wymagająca, a nikt się nie oszczędza chcąc jak najszybciej przekroczyć linię mety. W odległości dwóch kilometrów od szczytu, panowały zupełnie inne warunki pogodowe niż poniżej. Wiatr, który odrywał kawałki wijących się chmur tworząc mżawkę, oraz mgła ograniczająca widoczność do około 20 metrów, sprawiały niesamowite, wręcz mistyczne wrażenie. W tym momencie trasy zmęczenie było już bardzo odczuwalne. Trudno było ocenić jak daleko jest do mety, gdzie jest zawodnik przed nami oraz w jakiej odległości depczą nam po piętach pozostali. W tych warunkach wszystko mogło się zmienić błyskawicznie, a wyniki końcowe były nie do przewidzenia.. Rywalizacja stała na bardzo wysokim poziomie, a zawodnicy tasowali się zmieniając swoją pozycję w stawce. Walka trwała i było to naprawdę długie 10 kilometrów! Ten kto źle rozłożył swoje siły, szybko został „sprowadzony na ziemię”, musząc zwolnić tempo i oddając pole kolejnym śmiałkom. Kamienne schody sprawdzały moc w nogach, a im wyżej tym bardziej odbierały dech w płucach.
Od początku biegu Andrzej Długosz (ALPHAWOOLF/OTK Rzeźnik) narzucił swoje tempo, które okazało się za mocne dla próbujących dotrzymać mu kroku Piotra Czapli (SULIS /UKS Zabrze) i Piotra Konia (RMD Montrail Team).
Ostatecznie Andrzej Długosz triumfował z czasem 59min 33sek., a Piotr Czapla ze stratą 3min 58sek. ukończył bieg jako drugi. Podium zamknął Piotr Koń w swoim stylu, czyli zaczynając spokojnie i po kolei pnąc się w górę. Czas na mecie 1h 3 min 48sek.
Analizując powyższe czasy – w czołówce mężczyzn było bardzo „ciasno”.
Tuż za czołówką zawodników na metę z czasem 1h 08min 57sek. wbiegła Magdalena Kozielska (Regle Zakopane) wyprzedzając drugą wśród Pań – Marysię Cebo (RMD Montrail Team/UBS) o 4min 37 sekund.
Annie Berdek (KB Krościenko) na pokonanie trasy wystarczyła 1h 18min 10sek. i nie dużo jej brakło by w kategorii Open stanąć na podium.
Lecz niesamowita Izabela Zatorska (RMD Montrail Team) nie pozwoliła się wyprzedzić i to ona jako trzecia zawodniczka kończy bieg z czasem 1h 17 min 48sek. Brawo , brawo!
Bieg zorganizowany został na dobrym poziomie. Ważne informacje dla zawodników dostępne były w biurze zawodów, a organizatorzy będący bardzo otwartymi ludźmi nie mieli problemu z ich przekazem. Sporą dawką humoru (!) z uczestnikami dzielił się Sławek Hohol. Trasa bardzo dobrze oznaczona i ciekawie poprowadzona.
Tym razem przy schronisku Na Markowych Szczawinach (1200 m n.p.m) nie ustawiono bufetu z wodą oraz nie wniesiono mini depozytów na szczyt Babiej Góry, ale to wszystko czekało w drodze powrotnej ze szczytu. Ręcznie robione medale czekały na każdego finiszera na wysokości 1250 m n.p.m.. Ciepłe jedzenie, prysznice oraz koszulki sportowe w pakiecie. Ekipa Chaszczok robi fajne imprezy sportowe, z nimi nigdy nie jest nudno.
Dzięki!.
Relacja: Daroz
Zdjęcia: Robert Szwajka, Łukasz Smogorowski
Było super Pozdrawiam.