Plotki
Kiedy pewne plotki zaczęły zaprzątać mój umysł, obudziły we mnie człowieczą ciekawość. Podobno grasuje Mustang po lasach w Beskidzie Wyspowym. Półuśmiech pojawił się na mojej twarzy gdy do świadomości wtargnęła informacja że dzieje się to w okolicy Poręby, a przecież sam kilkukrotnie tam biegałem po szlakach. Wbiegałem na Kudłacze (730m) gdzie czasami robiłem przerwę by napić się herbaty. Dobiegałem do historycznego Obserwatorium na Lubomirze (904m). Zbiegałem z Trzech Kopców (894m) aż do miejsca zwanego Polaną Sucha. Biegałem tam a taki trening odbywał się w stu procentach w lesie.
A teraz świadom że wraz ze mną mógł biegać tamtędy Mustang sprawia że pojawiają się ciarki na plecach. Jak wygląda? Co on tam robi? Kim jest tak naprawdę? Wielce prawdopodobne że czasami mijałem się z nim zaabsorbowany treningiem, i na fali piękna przyrody nie dostrzegłem go. Może czaił się gdzieś w pobliskich mi krzakach spłoszony moim biegowym krokiem i obserwował rytm biegu? Za dużo pytań a za mało odpowiedzi. Postanowione. Czas rozwiać wątpliwości i nadać nową formę mitom o Mustangu. Nadszedł czas urzeczywistnić to wszystko i pojawiła się ku temu okazja, ponieważ zorganizowano na ponad 22 kilometrowej pętli bieg. Właśnie tam gdzie on grasuje – tam gdzie go widziano…w lasach Beskidu.
Mity
Przygotowałem się solidnie, i w środku maja stawiłem na starcie półmaratonu górskiego.
Wątpiłem że mi się uda dokonać dzieła, ale dzięki temu mogłem wykorzystać to właśnie zwątpienie jako instrument do pogłębienia wiary w dzieło. Do wiary w siebie że podołam wyzwaniu w takim sposób, jaki sobie wymarzyłem.
Pamiętam doskonale gdy na treningu po raz pierwszy truchtałem po jego tropach. Byłem zaskoczony szlakiem w Porębie. Szlakiem którym on się przemieszcza. Ma swoją wytyczoną pętlę. Zawiera ona wiele ciekawych trudności. Dla czterech nóg to nie wyzwanie, ale dla dwóch – tak.
Trzynastego maja tego roku cała Poręba osnuta była mgłą. Zresztą cała połać lasów – która w historycznym znaczeniu nadaje nazwę tej miejscowości – zatopiła się w mlecznej ścianie pary wodnej. Oto jeden z namacalnych dowodów że las żyje – że oddycha tym samym powietrzem co my. Jesteśmy częścią przyrody dlatego tak dobrze człowiek czuje się na jej łonie. Dlatego tak przyjemnie biega się po górach…
IV Półmaraton Mustanga.
Biegi wystartowały punktualnie o 10 00 – „połówka” oraz „dyszka”. Analizując warunki pogodowe przez ostatnie dni można było oczekiwać błota na trasie biegów. Oczekiwanie spełniło się – było go sporo. Przez pierwsze kilometry sprytny biegacz potrafiłby – gdyby chciał – omijać największe kałuże i „przejść” suchą nogą. Ale w dalszej części biegu traciło to sens. Błotko było wszędzie. Raz go więcej a raz mniej. W kałuży można było zostawić but – a miejscami nawet „wyskoczyć z butów”.
Gęsto rozstawione wstążki wyznaczające dokładnie trasę biegu wisiały na gałęziach i oplatały drzewa zatopione we mgle. Im wyżej wdrapywaliśmy się nad poziom morza, tym mgła była gęstsza dodając jeszcze więcej atrakcyjności tym zawodom sportowym. Oprócz uporu w pokonywaniu stromizn, odwagi i rozsądku podczas szybkich błotnych zjazdów – zbiegów, duże znaczenie miała spostrzegawczość i spryt, by nie zagubić się gdzieś w lesie. Cisza leśna – czyli śpiew ptaków, co chwila jakieś szelesty w krzakach – tak to pamiętam. Pusto od turystów, pusto od kibiców. W zasadzie tylko na punktach odżywczych przejawiał się doping ekipy wsparcia. Zmieniło się to na kilka kilometrów od mety. Zrobiło się gęściej od ludzi którym serdecznie dziękuję i mówię zagraniczne „sorry”, bo zaabsorbowany biegiem nawet nie spoglądałem na was. Raczej pod nogi i do przodu… Ale wiem że byliście. Wiem też że i on był…
Wiele osób ocenia ten półmaraton jako trudny bieg. Jest też grono osób które twierdzi, że jest dosyć łatwy a o wzroście jego skali trudności decydują warunki pogodowe. W tej kwestii zdania są podzielone, ale wszyscy jednogłośnie mówią że trasa biegu jest urokliwa i taka…mistyczna.
Fakty
Gdy przekroczyłem linie mety trafiło mnie to jak grom z jasnego nieba – Mustanga nie da się spotkać, nie da się go dostrzec ani odnaleźć. Da się go odkryć! To ja nim jestem. Odkryłem to – to ja jestem dzikim zwierzęciem i nie jestem sam – jest całe stado. Mustangiem jest każdy kto sprawdził swój charakter na tej pętli po lasach w Porębie.
Podkowa darowana jako symbol każdemu kto to zrobił – kto przewędrował przez lasy własną siłą woli zmuszając się do sportowego wysiłku – mówi sama przez siebie. Organizatorzy tych zawodów wiedzieli co zrobić by dać świetną możliwość poznania pięknych szlaków, doznania wysokich sportowych emocji oraz odkrycia w sobie tej zwierzęcej natury. Trasa jest „dzika” i piękna.
W stosunku do poprzedniej edycji biegu, tegoroczna trasa została zmodyfikowana, tym samym trudniejsza. (około 100 metrów w pionie więcej)
Gołąbki jako posiłek regeneracyjny (z mięsem i vege [!]) – ciekawe i swojskie przyjemności. Herbata i kawa oraz pierniki niczym szwedzki stół! Kameralne – jeśli można w ogóle tak nazwać ten bieg – imprezy tętnią życiem i pomysłami. Dzięki wszystkim za możliwość spędzenia miłych chwil.
Dariusz Marek
Leave a Comment