Poruszam się szybko, tak szybko że obie moje stopy na ułamek sekundy oderwane są od ziemi. Po czym ponownie ląduję na jednej ze stóp, która automatycznie przetacza się, przenosząc mnie w przód.
Biegnę.
Po raz trzeci i ostatni podbiegam ten odcinek trasy. Chlup, chlup. Chlup, chlup. Moje przemoczone buty rozrzucają topniejący śnieg na boki, przyspieszając tym samym jego transformację w ciecz. Nie czuję wilgoci w butach mimo że skarpetki już są przemoczone do suchej nitki – to zbyt banalne doznanie by zajmować nim głowę. Chlup, chlup. Słyszę doskonale swój oddech, wiem jaki jest płytki i jaki sprawia dyskomfort błyskawiczna wymiana zimnego powietrza zachodząca wewnątrz mnie. Serce bije równo, bije jak oszalałe, ale równo, tak jakby już szybciej nie dało rady i to wymusza jego równy rytm. Chlup. Chlup, chlup.
Stromizna nie jest długa ani aż tak wymagająca bym miał jej ulec, bywały trudniejsze podbiegi. Od prawie dwudziestu minut, krok w krok za mną biegnie On – pomyślałem gdy szybkim gestem spojrzałem na zegarek u lewej dłoni. Biegniemy we dwoje, do mety pozostało jakieś pięćset metrów. Słyszę doskonale Jego oddech, on wiele mi podpowiada. Nie widzę Go, wcale nie muszę widzieć. Gdybym się odwrócił i spojrzał Mu w twarz, w oczy, dostrzegł bym to co już wiem. A wiem tyle ile potrzebuję na ten moment. Ufam swojej intuicji i nie odwracam się, nie prowokuję żadnych zbędnych ruchów, zwłaszcza teraz gdy muszę idealnie skoordynować całe swoje ciało do ostatecznego posłuszeństwa. Próbuję ustabilizować oddech, zmienić jego rytm na spokojniejszy, mniej agresywny. Niech płynie z rytmem mojego ciała. Parę chwil temu czarne myśli zawładnęły moją głową. Po co się tak męczyć – podpowiadała głowa, a ciało wtórowało jej odczuwalnym dyskomfortem. Było mi źle ze sobą.
Trzysta metrów do mety – dlaczego dalej biegnę pomimo tych wszystkich znaków, sygnałów by odpuścić? Wyłączyłem analizowanie. Odrzuciłem niemoc podsuwaną mi przez troskliwą głowę. Oto moja wola. Skoncentrowałem się, poczułem każdą komórkę mojego ciała, z powrotem stałem się swoim panem i władcą. Jestem ograniczony, bo jestem człowiekiem ale dzięki temu mam nieograniczone możliwości by doświadczyć stanu harmonii z samym sobą. Taki stan, paradoksalnie do sytuacji w której aktualnie się znalazłem, wkradł się w momencie ekstremalnego wysiłku. Zapomniałem o wszystkim, zostawiłem wszystko, pozostawiając przestrzeń gotową do napełnienia się świeżą energią. Byłem tylko ja i ten głęboki, mistyczny moment. Zasłużyłem na niego.
Chlupchluchluppp. Spinam całe ciało i wypełniam go mocą. Finiszuję od setnego metra do mety, i wygrywam to, co teoretycznie było nie do wygrania. Za mną dobiega On…
Tak banalny ruch, jakim jest bieg pozwolił mi na takie wysokie doznania. Wszystko to trwało jakieś dwie minuty. Nie umiałem tego opowiedzieć nawet najbliższym, gdy już odzyskałem świadomość po przekroczeniu mety. Nie umiem tego również opisać, ale jeśli biegasz to z pewnością wiesz co mam na myśli. Nie zależnie na jakim poziomie to robisz, rób to – biegaj.
Daroz
Leave a Comment