SkyGames w Hiszpanii rozpoczęły się spóźnionym przyjazdem dwójki biegaczy z Krakowa. Zmęczonych, najprawdopodobniej jeszcze mocniej zniechęconych do podróży koleją, odebrałem po 24.00 z Dworca Głównego we Wrocławiu. Chwila rozmowy, szybki nocleg, bo i emocji sporo, rano lekkie śniadanie i w drogę. Jeszcze tylko kilka spraw na mieście i możemy jechać.
Na lotnisku znaleźliśmy się przed czasem i można było spokojnie się przepakować. Sam lot bez zakłóceń, choć lądowanie nie należało do najbardziej udanych. Kilkanaście kilometrów od Girony, na lotnisku, próbujemy na szybko znaleźć transport na miejsce startu.
Próba wynajęcia samochodu spełza na niczym. Ograniczony budżet zmusza nas do pozostania na lotnisku. Dobrze, że mamy śpiwory, toaleta jest blisko, a ludzi praktycznie nie ma. Nieco sztywni budzimy się już przed 6.00. Trzeba zdążyć na autobus. Pierwszy przystanek to Girona. Dalej Lleida, gdzie poświęcamy 4 godziny na zwiedzanie. Warto tu wrócić i spędzić choć jeden cały dzień. Mniejszym autobusem już do El Pont de Suert, jednej z kilku miejscowości, w których rozmieszczono tegoroczne SkyGames.
SkyGames rozgrywane co cztery lata, w roku olimpijskim, przyciągają najlepszych biegaczy z całego świata. To jednocześnie mistrzostwa Skyrunning, które zapewniają możliwość uczestnictwa w 6 dyscyplinach:
– Vertical Kilometer
– SkySpeed
– SkyBike
– SkyRaid
– SkyRace
– SkyMarathon
W tym roku SkyGames trwał od 30.06 do 8.07, a poszczególne dyscypliny odbywały się w następujących miejscowościach i na poniższych dystansach:
Vertical Kilometer (30.06.2012), Barruera, dystans: 3km, przewyższenie: 2100m (+1100m/-1000m)
SkySpeed (30.06.2012), Taull, dystans: 200m, przewyższenie: 1600m (+ 1500m/- 100m)
SkyBike (1.07.2012), Lespaules, 14km MTB + 10km bieg + 10km MTB, przewyższenie: + 2500m/-1435m
SkyRaid (7.07.2012), Vilas del Turbon, dystans: 13km, przewyższenie: 2460m (+1360m/-1200m)
SkyRace (8.07.2012), Villaler, dystans: 21km, przewyższenie: 2270m (+965m/- 1350m)
SkyMarathon (8.07.2012), Villaler, dystans: 42km, przewyższenie: 2910m (+ 965m/-3000m)
Wieczór w hotelu pozwala odpocząć. Obfita kolacja, czysta pościel pozwala myślom krążyć jedynie wokół niedzielnego startu. Jesteśmy w dobrym miejscu i nie możemy doczekać się biegu. Piątkowy poranek rozpoczynamy od lekkiego truchtu, trzeba rozruszać mięśnie, zaczerpnąć świeżego górskiego powietrza i ponownie uświadomić sobie, po co tu jesteśmy. Śniadanie przebiega powoli, dzięki kawie rozpoczynamy absorbcję elementów pozabiegowych.
Uśmiech pojawia się mimowolnie. Czas odebrać pakiety startowe, czas uwiecznić zdjęciami uczestnictwo w niesamowitym wydarzeniu. Magda i Janek pozują do zdjęć, odbierają pakiety. Widzę, że na chwilę przenosi ich to w ten transcendentalny biegowy poziom podświadomości, z którego nie chcą wyjść. Nie przyznają się, ale pomimo niezliczonej ilości biegów, nabieganych kilometrów i godzin spędzony w górach, niedzielne zawody typu skyrunning mogą okazać się nowym rozdziałem. W tym samym miejscu i kilkanaście minut później, okazuję się, że i ja mogę pobiec. SkyMarathon to zdecydowanie za dużo po pół roku spędzonym w Azji, lecz SkyRace i jego 21km wydają się do zrobienia. Żadne z nas nie wykazuje widocznych symptomów zdenerwowania, czy pozytywnej wibracji związanej z nowym doświadczeniem, lecz nie trzeba nas już bardziej motywować. Jesteśmy gotowi.
Piątkowe popołudnie spędzamy osobno. Magda z Jankiem ruszają na biegową wycieczkę w góry. Muszą i chcą złapać odpowiedni oddech. Rozumiem ich. Ja z kolei uczestniczę w Generalnym Spotkaniu International Skyrunning Federation, gdzie nasze biegowe Stowarzyszenie Skyrunning Polska zostaje oficjalnie zaakceptowane i uznane. To jest duży sukces. Skyrunning Polska uzyskało moc prawną po pół roku zmagań… Po oficjalnym spotkaniu w przedstawicielami narodowych oddziałów Skyrunning, ruszamy na zaplanowane wcześniej zwiedzanie okolicy. Ponad pół godziny jazdy krętymi drogami tworzy tymczasową czarną dziurę, a mój umysł skupia się jedynie na ogromie przepaści, która jest w zasięgu ręki.
Miejscowość, w której się zatrzymujemy – Roda de Isabena, to wysoko położona charakterystyczna hiszpańska wioska. Odrestaurowana przyciąga turystów z północnej Hiszpanii. Kręte uliczki, ciasno ułożone budynki, a z każdej strony góry, zmuszają do niejednokrotnego zwolnienia tempa i konsolidacji wszystkich zmysłów. Rozmowa z szefami, organizatorami i szefami poszczególnych organizacja pozwala zaznajomić się z ideą skyrunningu. To nie jest jedynie bieganie po najwyższych i najtrudniejszych górskich szlakach. To romantyczny związek między przyrodą, a człowiekiem, to uproszczona, lecz panteistyczna wizja otaczającej nas rzeczywistości. Słowa nie oddadzą myśli.
Sobota rano. Magda i Janek znów wychodzą. Nosi ich. Cieszę się. Sprawdzam materiały od organizatorów, robię notatki, spędzam czas z Grekami. Szefom Skyrunning podczas śniadania wręczam materiały z Biegu Marduły. Widzę, podoba im się. Mamy ogromny potencjał, który w uproszczonej wersji staram się przekazać. SkyGames to idealny czas na spotkanie ze środowiskiem międzynarodowym. To czas, by nawiązać pozytywne relacje, by rozpocząć współpracę. Nie jest to jednak najlepszy moment, by omawiać powstanie kolejnych biegów, bądź negocjacji formalnego stanowiska odnośnie funkcjonowania Stowarzyszenia.
Sobotni wieczór to zarówno mentalne jak i techniczne przygotowanie na niedzielne zawody. To także moment chwilowego podenerwowania, które udziela się w niemożności znalezienia drobnych rzeczy, złego dopasowania wielkrotnie sprawdzonego wcześniej sprzętu w postaci koszulki, czy ostatecznie dylematu, co jeszcze należy zrobić. Po kolacji pełny i wystarczająco zmotywowany kładę się spać. Magda z Jankiem jeszcze się spierają, jak, co i no co ty.
Wcześnie rano, jeszcze przed 5.30, zbieramy się z łóżek, by dopakować plecaki, wrzucić niezbędne rzeczy do toreb. Proste śniadanie pół godziny później stawia nas na nogi. Oczekiwanie na grecką ekipę, z którą pojedziemy na miejsce zawodów. Poznajemy Sławka, który spędził 20 lat w Grecji i startuje z nimi, poznajemy dwie nowe zawodniczki, które będą rywalizować z Magdą. Nieco spóźnieni ruszamy na miejsce zawodów.
Villaler oddalone o 8.9km jest kolejną małą miejscowością, która poza swoim urokiem nie posiada typowo turystycznych atrakcji. To jednak idealny punkt na mapie, by rozpocząć przygodę z „wysokimi” górami. Trochę rozciągania, ostatnie łyki wody. Jest równo 7.30, gdy kobiety ruszają na trasę SkyMarathonu.
Pół godziny później pogoń rozpoczynają mężczyźni. Robi się spokojnie.
Jest 8.30, gdy wraz z wszystkimi pozostałymi zawodnikami rozpoczynam SkyRace. Subiektywnie i bardzo emocjonalnie podchodzę zarówno dosłownie, jak i przenośnie pod każde wzniesienie. Nie jest za gwałtownie. Czerpię z tego biegu pełnymi garściami, przepuszczam szybszych biegaczy i spoglądam niemalże co chwilę na otaczające mnie niesamowite widoki. Mam wystarczające usprawiedliwienie, by nie biec za szybko. Po trzeciej z pięciu stacji robi się naprawdę mocno pod górę. Nikt już nie biegnie, ani nie wyprzedza.
Przez chmury, lekko wychłodzeni, staramy się dostać na 2270m, by na czwartej stacji nieco odpocząć. Pierwszy energetyczny baton, pierwszy kubeczek z coca-colą. Teraz jeszcze 8km po kamieniach bardzo mocno w dół. To pewnie nic w porównaniu z biegiem Magdy i Janka. Próbuję wykorzystać zbieg, by szybciej dotrzeć na metę. Mam już odpowiednią ilość widoków i dynamicznego wyrażania zachwytu. Mógłbym przebiec już przez końcową linię. Na płaskim odcinku pozdrawiam Marino i Roi, i tuż zaraz jestem w miejscu, w którym trzy i pół godziny temu rozpocząłem swój SkyRace.
Odpocząłem, choć nogi mi się uginają. Pozdrawiam i gratuluję nadbiegającym biegaczom. Zaraz po mnie przybiega zwycięzca SkyMarathon…
Jeszcze wczoraj, uśmiechnięty pozwolił mi na pamiątkowe zdjęcie, dzisiaj wygląda na kompletnie zmęczonego.
Znajduję go potem na parkingu. Cieszy się, że w końcu będzie mógł coś dzisiaj zjeść. Niedługo potem przybiega Janek, obowiązkowe zdjęcie przez fotografa z greckiej ekipy. Rozmowa, jak trasa, co można było zmienić. Odrobina narzekania, ale bez wątpienia niesamowita lekcja pokory w stosunku do filozofii Skyrunning. Czekamy jeszcze na Magdę. Zmęczona, lecz zadowolona. To już koniec. Teraz będziemy rozmawiać i debatować.
Koło 17.00 ceremonia rozdania nagród. Faworyci zbierają zasłużone laury.
Choć mistrzostwa są międzynarodowe, na scenie Hiszpanie i Katalończycy. Tutaj trzeba ich rozróżnić. Pięknie to wygląda. Myślę już o sierpniowym starcie Dominiki na Sierre Zinal. Wspólnie z Grekami zbieramy się jeszcze przed oficjalnym zakończeniem.
Wszyscy mają już swoje w nogach. Jeszcze tylko kontakt z szefem biegów górskich w Polsce. Podczas kolacji nie żałujemy sobie. Toast za wspólne osiągnięcie i konsolidacja z grecką drużyną. Prysznic i koniec kolejnego wyjątkowego dnia.
Nowy tydzień rozpoczynamy wyjątkowo dobrze znanym stanem miękkości kolan. Schodzenie po schodach nabiera nowego wymiaru. Dwie małe kawy, sok, dla wszystkich crossaint, chleb z dżemem. Zostawiam Magdę z Jankiem, by podejść do hotelu obok. Szefowie Skyrunning przy śniadaniu uzupełniają oficjalne wyniki wczorajszych biegów. Mozolnie podliczają i przeliczają uzyskane punkty, by tym samym sprawdzić bezpośrednich organizatorów SkyGames. Niezwykła szansa, by wskazać na możliwości Skyrunning Polska. Możemy liczyć na spore wsparcie.
Wspólnie z Grekiem, który kocha rajdy przygodowe kierujemy się w kierunku miejscowości Lleida. Nie ustają rozmowy o biegach, wyprawach, o biegowo-przygodowych planach. Wszyscy szybko znajdujemy wspólny język. Na miejscu kilka godzin bezwiednego leniuchowania. Przed rektoratem Universitat de Lleida inkorporujemy bezsprzeczny i fundamentalny element śródziemnomorskiej kultury. W rzeczy samej, siesta pozwala na złapanie oddechu. Tuż po 17.00 spotykamy umówionego wcześniej Katalończyka, który zabiera nas do siebie do domy. Dwie godziny spędzone na rozmowie wywołują kolejny uśmiech na twarzy. Spotykamy ludzi, którzy obdarzają nas bezkompromisową życzliwości już na samym początku. Nieco później zostajemy sami. Ciepłe mleko z proszku, naleśniki, Dżem i historia do opisania nie pozwala na krótki wieczór.
Siedzimy przy małym drewnianym stole daleko poza centrum miasta. Rozmawiając, poznajemy wspólne oczekiwania. Nasz Katalończyk jest nietuzinkową postać, nie tylko ze względu na fakt biegłej znajomości języka angielskiego, ale także na podróże i znajomości, doktorat i nieukrywaną radość z poznawania nowych ludzi. Na obiad talerze pełne makaronu, piwo i sok. Propozycja piwa bezalkoholowego nie pozostaje bez odpowiedzi. Niestety Sebas musi pójść na oficjalną kolację, więc zostajemy sami. Czas na uzupełnienie dziennika, chwilę z książką o Azji Centralnej i nadrobieniem nieodpisanych smsów. Magda i Janek szybko zasypiają. Ja jeszcze muszę posiedzieć.
Wtorek to dzień zorganizowanej, lecz dynamicznie zmieniającej się koncepcji i schematu działań. Magda z Jankiem spędzają poranek i wczesne popołudnie w parku. Wspólnie z Sebasem zostajemy w domu, by nieco nadgonić ze swoimi notatkami. Obiad, odrobina piwa i oczekiwane od rana spa. Dzięki znajomościom, kolejne 5 godzin spędzamy na najlepszej w mieście siłowni. Bardzo ciepło przyjęci, odwdzięczamy się uśmiechem i opowieściami o SkyGames. Cała trójka postanawia rozpocząć od biegu, ja zostaję. Dwie godziny w saunie, jacuzzi oraz basenie z lodowatą wodą wyciąga ze mnie całe zmęczenie. Na koniec planowany krótki wywiad z Magdą i Jankiem. Nasza wyprawa dobiega ku końcowi. W środę Sebas zawozi nas na lotnisko; żegnamy się, nawzajem sobie obiecując ponowne spotkanie.
Zobacz film z SkyMarathonu:
Relacja: Paweł Raja – Skyrunning Polska
Leave a Comment