Kraków, niedziela 4 sierpień 2013r. Jest słoneczny , ciepły poranek. Podejmuję decyzję o wzięciu udziału w Biegu Baców w Jaworkach koło Szczawnicy. Wsiadam w samochodów i gnam w te piękne okolice.
Ruch na „zakopiance” dość duży, ale płynny. Po dwóch godzinach docieram na miejsce. Przebrany, rozgrzany około 13.00 rozpoczynam walkę z niełatwą trasą biegu. Najpierw asfaltem, mijam Rezerwat Homole, biegnę ostrożnie, gdyż trasa wiedzie po drodze nie zamkniętej dla normalnego ruchu kołowego, a jest on dziś dość duży.
Rezerwa Homole – foto Jerzy Opioła
Dobiegam do centrum Jaworek, mijam stylową drewnianą karczmę , droga zaczyna się piąć pod górę. Po prawej stronie kolejny Rezerwat – Zaskalskie, tu ci, którzy oszczędzają nogi, mogą wyjechać wyciągiem krzesełkowym na górną część Wąwozu Homole.
Wąwóz Homole – foto Jerzy Opioła
Ja do nich nie należę, wolę mozolne pokonywanie kilometrów o własnych siłach, a poza tym biorę udział w biegu, więc muszę trzymać się wyznaczonej trasy. Biegnę teraz obok stadniny koni, dawniej była tu duża owczarnia. Słońce daje się we znaki, pot zaczyna mi ściekać z czoła, a to dopiero pierwsze kilometry ! Droga jest teraz płaska i zmierza do jeszcze jednego rezerwatu przyrody – Biała Woda.
Biała Woda – foto Jerzy Opioła
Co chwilę mijają mnie samochody pełne rodzin, pragnących poobcować z pięknem Pienin.
Jeszcze nie tak dawno samochód trzeba było zostawiać jakiś kilometr przed rezerwatem, teraz można podjechać prawie pod sam rezerwat. Pewnie wkrótce będzie można go zwiedzać nie wysiadając z samochodu.
Słońce grzeje coraz mocniej, mijam parking wypełniony po brzegi samochodami, podziwiam ekspansję developerów na okolicznych stokach: ekskluzywne apartamenty, pensjonaty itp. Kasa, kasa, kasa …
No cóż mamy kapitalizm, komercja rządzi. Uffff!!! Gorąco. Wbiegam do Białej Wody, spacerujący ludzie patrzą na mnie jakby ze zdziwieniem. Wariat jakiś z butelką wody pod pachą? Biegnie? Ucieka? Mijam kolejne grupy turystów rozłożone wzdłuż potoku Biała Woda, chociaż woda jest dziś raczej w kolorze cafe latte, zmącona setkami nóg.
Podnoszę na chwilę głowę do góry, podziwiam piętrzące się z obu stron wysokie skały, w których kilkadziesiąt lat temu kręcono sceny do filmu Janosik. Złota kula na niebie nieustępliwie grzeje, a przede mną najgorsze, zaczyna się długi podbieg. Otwieram butelkę z wodą, polewam głowę i biorę jeden łyk. Krok za krokiem wspinam się ku granicy naszego państwa.
Jest! Dalej to już Słowacja. Teraz otwarta przestrzeń przeplata się z cieniem lasu. W oddali widzę już najwyższy szczyt Pienin – Wysokie Skałki (Wysoka) 1050m n .p.m.
Wysokie Skałki – foto Jerzy Opioła
Jeśli tam dotrę to potem będzie już z górki. Ale nie będzie łatwo.
Biegnę szlakiem turystycznym, w zeszłym roku zawodnicy mylili trasy, ja też się zastanawiam czy na pewno dobrze biegnę , do tej pory zauważyłem dopiero jedną wstążkę na drzewie. Mijam prawdziwych turystów, plecaki, odpowiednie buty itp. Tym razem patrzą na mnie z podziwem, tak mi się przynajmniej wydaje 🙂
W głowie co raz częściej pytanie: O Boziu!!! Daleko jeszcze? Ostatni tak ostry podbieg i jest Wysoka. Ufff…. Teraz już wiem , że na pewno dam radę dobiec do mety.
Co prawda trasa omija sam szczyt, ale ja byłem na nim ostatnio 20 lat temu. Nie no! Muszę tam wbiec! Odbijam więc w lewo i pośpiesznie pokonuje na przemian metalowe schody i leśną ścieżkę.
I znów pytające oczy turystów patrzą na mnie. Co on zwariował, nie może normalnie, pomału wejść ?! Jestem na szczycie, widoki zapierają dech w piersiach, tzn. one też, dziś to bardziej zadyszka po dotychczasowym trudzie biegu. Dobra , dobra! Dość tego! Z powrotem na dół.
I znów zdziwiony wzrok ludzi i pytania: Pan już???!!! Idiota!!! Uśmiecham się pod nosem i ostrożnie zbiegam stromą dróżką. Jeszcze kilka małych aczkolwiek ostrych podbiegów i droga robi się szersza i płaska. Teraz zakręt w prawo i w dół do ośrodka turystycznego na Durbaszce. To dobry znak, meta już niedaleko! Mijam ośrodek, potem bacówkę i stado owiec. Po chwili słyszę za sobą jak ktoś krzyczy, że właśnie przebiegł pierwszy biegacz. Kurcze. Jestem pierwszy! Pierwszy raz wygram zawody ! 🙂
Oglądam się do tyłu , nie widzę nikogo. Zatrzymuję się więc na chwilę przy wannach, przez które przepływa maleńki górski strumień. Stoją w nich bańki prawdopodobnie z owczym mlekiem. Przemywam szybko twarz. Ale ulga!!! Jeszcze łyk wody i w dół. Ku mecie. Docieram do asfaltu., jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów i jest ! Meta! I znów udało mi się pokonać swoje słabości, gorące słońce i obawy czy dam radę. Wielu moich znajomych nie rozumie jak można wypoczywać, czerpać radość i siły poprzez takie umęczenie organizmu. Uwierzcie mi ! MOŻNA!
Na mecie niestety nikt nie czekał z medalem, z dyplomem, nagrodą i gratulacjami. A nie! Przepraszam. Czekali na mnie moi znajomi i od nich dostałem gratulacje 🙂
Medalu i tego wszystkiego co zwykle czeka na zawodnika po ukończeniu biegu nie było, gdyż organizator odwołał zawody ze względu na małą liczbę uczestników.
Szkoda 🙁 bo trasa jest naprawdę warta organizowania tu potężnej imprezy biegowej. Są parkingi, jest duży plac pod namioty organizatorów itp. Nie rozumiem o co tak naprawdę chodzi organizatorowi. Dlaczego tak słabo reklamuje tą imprezę, ludzie naprawdę chętnie by tu przyjeżdżali by powalczyć na tej wymagającej trasie, wśród tych osobliwych walorów przyrodniczych Pienin.
Bieg nie jest przecież organizowany po raz pierwszy, a jednak co rok powtarza się sytuacja z niewielką ilością zawodników. Czy to wynika z nieudolności ludzi odpowiedzialnych za organizację biegu? A może to jest celowe działanie? O co tu biega???
Na początku roku, odbył się chyba dopiero po raz drugi Wiosenny Bieg w Myślenicach, młodzi organizatorzy, niedoświadczeni w organizowaniu takich imprez potrafili ściągnąć na te zawody ponad 120 osób. A warunki biegowe wcale nie były wiosenne, 50 cm śniegu, w kwietniu ! Da się??? Oczywiście, tylko trzeba chcieć.
Pozdrawiam organizatorów Biegu Baców i liczę na to, że za rok będzie to wzorcowa impreza biegowa, która będzie znana w całej Polsce. I przyniesie szczawnickim okolicom same korzyści.
Kurcze! A może Szczawnica ma już dość najazdu tych panocków z Krakowa , Warszawy, Poznania itp.? O tym nie pomyślałem. Pozdrawiam.
( Dodam , że całą trasę biegu przebiegł też mój znajomek i to on był pierwszy, tylko jego nie zauważyli ci bacowie pod Durbaszką )
Pozdrawiam Bartek Giemzik
Tak swoja drogą, można takie informacje wrzucać w run-log.com czy endomondo już niezależnie od organizatorów, bo nawet tu nie było informacji o biegu w kalendarzu imprez 🙁