Na ten wywiad czekaliśmy długo … No ale nic dziwnego … Katarzyna Wilk nieźle namieszała w sezonie 2019 a przecież dopiero się rozpędza 🙂
Dominik Ząbczyński (D.Z.): Katarzyna Wilk … gdyby nie nazwisko można by powiedzieć że wyskoczyłaś w tym sezonie jak „królik z kapelusza” 😉 i oczarowała biegową brać 🙂 Skąd się nagle wzięłaś w biegach górskich? Pomimo niewątpliwych sukcesów w tym sezonie o których opowiemy poniżej nadal jeszcze nie wszyscy fani biegów górskich o Tobie wiedzą …
Katarzyna Wilk (K.W.): Hmm…królik z kapelusza, zatem nie zapominajmy o “wilczym głodzie” i tym, jak powiada stare porzekadło że apetyt rośnie w miarę jedzenia 😉 toteż mam nadzieję, że jeszcze nie raz wyskoczę i będę zaskoczeniem 😉
Skąd się wzięłam… dobre pytanie 😉 ze sportem miałam już od dziecka do czynienia. W podstawówce nauczycielka W-F (Barbara Prymakowska) widziała we mnie potencjał wystawiając na każde zawody biegowe (60m, stadion, przełeje) jako reprezentantkę szkoły podstawowej. Ja jednak zawsze wolałam gry zespołowe, w IV klasie zaczęłam uczęszczać na SKSy w piłce ręcznej i ten właśnie sport przez kilkanaście lat trenowałam.
Biegać zaczęłam po zerwaniu ścięgna Achillesa, by “usprawniać”, nogę, by wrócić do kondycji sprzed kontuzji, gdy regularnie chodziłam na mocne zajęcia cross-fitu i myślałam o starcie w Runmageddonie czy Spartanie. Natomiast pierwszy w mym “dorosłym świecie” start zaliczyłem we wrześniu 2017. Były to zawody gminne w miejscowości gdzie obecnie mieszkam . Asfaltowa “dyszka” z dużymi górkami – udało mi się zająć drugie miejsce. Później pierwszy w życiu półmaraton w Innsbrucku, gdzie akurat przebywałam na delegacji i siedząc w pokoju hotelowym zobaczyłam ogłoszenie w gazecie w piątek a w sobotę był start – zupełny spontan. Nie wiedziałam czy wytrzymam taki dystans, biegłam zachowawczo, 5 pętli wokół miasta, już na półmetku biegu wiedziałam jaka jest trasa i czułam, że mam spory zapas sił, więc już tylko przyspieszając i wyprzedzając, przesuwałam się do przodu i ten nocny półmaraton skończyłam na 5 miejscu, zaskakując nie tylko siebie ale i… austriacki team biegowy wciskając się między ich zawodniczki.
A później był Gorlicki Bieg Górski (super wspominam ten bieg, nie znałam nikogo, podejmowała nawet kilka prób wyprzedzania Ewy Majer, zapłaciłam wysokie frycowe po,nie pijąc wody i nie jedząc nic na trasie, bez pomiaru km, bez kalkulacji, tak po prostu;)) i 2 miejsce – tu tez spotkałam po kilkunastu latach p. Basię Prymakowska, która niejednokrotnie mnie wspiera,służy dobrą radą, dzieli się swym doświadczeniem i …kibicuje mi:)
Następnie za namową kumpla Krisa (pozdro), start i wygrana w Winter Trail Małopolska 35km … umordowałam się, ojjj, pamiętam 😉
Zaczęło mi się podobać, a i wychodziło nie najgorzej jak na nowicjusza. Połknęłam bakcyla, ale ciągle biegałam dla siebie, kiedy miałam chęci i czas;)
Foto: Magdalena Sedlak
Aż nadszedł Rok 2018… Dopiero w maju pierwszy start (i tu znów Kris mnie namówił, i nawet wystartował ze mną) – Bieg w Szczawnicy w ramach Pereł Małopolski. Na tym też cyklu się skupiłam i mając o jeden bieg w cyklu mniej od rywalek, udało się cały cykl wygrać.
Wygrane cieszyły, dawały ogromną satysfakcję zatem czemu by nie iść za ciosem…?
I tak dobrnęłam do roku 2019.
D.Z.: A więc przypomnijmy w skrócie ten 2019 rok: 2 miejsce w Lidze Biegów Górskich, drugie miejsce w Pucharze Polski Skyrunning, brązowy medal Mistrzostw Polski Skyrunning Classic, drugie miejsce w ultraMaratonie Bieszczadzkim, zwycięstwo w Biegu na Babią Górę to tylko niektóre twoje sukcesy z tego roku. A jeszcze w roku 2018 byłaś pomimo 18 startów klasyfikowana dopiero na 40 miejscu w Lidze. Którą ze zdobyczy w tym roku uważasz za najcenniejszą?
Foto: Magdalena Sedlak
K.W.: W 2018 roku nie wiedziałam co to Liga biegów Górskich i skupiłam się na wygrywaniu biegów z serii Perły Małopolski.
Jeśli chodzi o ten rok… każda wygrana cieszyła, każdy start dawał dużo przeżyć, także dużo stresu … nowe doświadczenie, sporo emocji a na sam koniec ogromną satysfakcję.
Bardzo cieszy mnie brązowy medal Mistrzostw Polski Skyrunning Classic w Biegu Marduły… taki oto prezent na Dzień Dziecka sobie uczyniłam;)
Foto: Anna Karpiel – Semberecka
Kolejny to samo ukończenie marcowego ZUK’a gdzie warunki były niesamowicie trudne. To przeżycie na całe życie, ale czy chciałabym znów coś takiego przeżyć… Tak ekstremalne… chyba nie;) pomimo że wywalczyłam 2 miejsce.
Kolejny sukces to 2 miejsce we Włoszech na imprezie Lavaredo Ultra Trail na biegu Cortina Skyrace (gdzie rok wcześniej wystartowała tuż po grypie żołądkowe zajmując 7 miejsce) miałam więc “rachunki” do wyrównania z tym biegiem;)
Bardzo cieszy także 2 miejsce na festiwalu w Krynicy na 35km, gdzie taktycznie rozegrała ten bieg bardzo dobrze, zaskakując samą siebie!
A i prawie debiut na długim dystansie (wcześniej 48km w Lavaredo, Cortina Trail, dzień po sukcesie na trasie Cortina Skyrace). Bardzo sobie cenię 2 miejsce w Ultra Maratonie Bieszczadzkim bo 52km to dla mnie już prawdziwe ultra ;))
Foto: Damian Giżyński
D.Z.: Ale były też starty mniej udane – czy są wśród nich takie po których zdecydowanie więcej oczekiwałaś ?
K.W.: Oczywiście, że tak! Oczywiście, że były!
Ale raczej nie kalkuluję. Nigdy nie nastawiam się na wygraną, szanuję każdego rywala i do samego końca nie jestem pewna swoich możliwości oraz tego czy sił nie zabraknie.
… ooo, np. Bieg w Szczawnicy, gdzie przepisałem się w ostatniej chwili z Wielkiej Prehyby na Chyżą Durbaszke, z założeniem pobicia rekordu trasy;) udało się zrealizować założenie, ale nie wygrać… Na finiszu, już praktycznie na deptaku wyprzedziła mnie rywala, nie miałam kompletnie sił by podjąć walkę… “witając się z gąską”… bieg przegrałem, ówczesny rekord trasy pobiłam, ale nowy nie ja ustanowiłam…ech. Taki jest sport!;) I to jest właśnie kwintesencją rywalizacji;)
Foto: Magdalena Sedlak
Kolejny, to dwa moje biegi na Kasprowy Wierch, w tym i poprzednim roku, zupełnie nie wychodzi mi ten bieg choć niesamowicie go lubię.
A… I kolejny, to Półmaraton Orzeł w ramach finału Ligii. By ligę wygrać wystarczyło bym była 5-ta, niestety, byłam szósta… Choć pobiegłam szybko na miarę swoich możliwości, ale rywalki znów były szybsze…;) cóż, taki właśnie jest sport!
Foto: Krzysztof Gulbinowicz
No może już wystarczy tych mniej udanych;) tak jak wspominałam, wolę nie kalkulować i nie nastawiać się na zwycięstwo a raczej miło zaskoczyć na mecie;)
Milsze uczucie niż zawiedzenie ,to właśnie zaskoczenie…
D.Z.: W tym roku pobiegałaś aż w 23 biegach górskich! Jak udawało ci regenerować? W końcu biegałaś też poza górami nie wspominając o „szczypiorniaku”… Czy zdrowie w miarę cały czas dopisywało?
K.W.: Nawet więcej jak 23!;) bo jeszcze dwa górskie biegi za jednym zamachem we Włoszech 🙂
Regeneracja… nierzadko czułam, że mój organizm prosi o odpoczynek, bo do startu w zawodach dochodzi jeszcze praca zawodowa, czy właśnie inne pasje.
Kilka startów odbyło się na zmęczeniu ,np. wracając prosto z turnieju piłki ręcznej z drugiego końca Polski, bezpośrednio na start XRUN’a…
Foto: XRUN
Ale często działałam intuicyjnie… kiedy nie było wystarczających sił czy chęci na wyjście z domu i pobieganie – po prostu odpuszczałam. Z bólem i żalem w sercu ale… nic na siłę, czasem lepiej wygłodzić się, by apetyt na bieganie był większy 😉
Czasem dodatkowo, a czasem zamiast robiłam też mnóstwo innych rzeczy od pływania, treningów piłki ręcznej czy zajęć na siłowni poprzez częstą jazdę na rowerze czy nartach w zimie, także skitury albo wchodzenie na szczyty gór:)
Na szczęście, odpukać, kontuzje mnie omijały, a zdrowie dopisywało;) a może to efekt morsowania… ?:)
D.Z.: Wróćmy także do treningów – co zmieniłaś że forma nagle tak wystrzeliła w górę – oraz czy masz jakiegoś trenera?
K.W.: A wystrzeliła? 😉
Jeśli chodzi o trening, który nadal prawie cały sezon był na zasadzie „wychodzę z domu i idę pobiegać”, to niewiele. Może trochę zmieniłam nastawienie, troszkę mocniej zaczęłam wierzyć w siebie, poznawać swoje możliwości, a i ograniczenia, ta wiedza w połączeniu z dużą motywacja okazuje się bardzo przydatna. Dużą rolę, bardzo nawet, odgrywa „głowa”… „mocna głowa”… a tego się nadal uczę…
Biegam bez trenera, często niestety nieregularnie, gdy zmusza sytuacja mam przymusowe roztrenowanie (tak nazywam bieganie 10km/tydzień). Choć na końcowym etapie sezonu pod kątem finału Ligii pomagał mi przyjaciel Adam, także biegacz, który niejednokrotnie podrzucał schematy treningów, wspierał radami, motywował i nie raz zabierał mnie na zawody. Jednak nie udawało mi się realizować w 100% rozpisanego planu, ale przez ten okres, można powiedzieć, że działałam świadomiej, a moje bieganie przypominało trenowanie a nie,, hasanie „;)
D.Z.: Przejdźmy nieco dalej – do sezonu 2020 – czy masz już plany na nowy sezon?
K.W.: Niestety nie lubię planować z dużym wyprzedzeniem więc i moje życie nie rzadko nie jest ,,poukładane” . Na ten moment jestem zapisana na jeden zagraniczny bieg i jeden u nas. Natomiast w tym sezonie postawię raczej na ,,jakość” a nie ilość. Będzie (chyba) mniej startów ale więcej z bardzo mocną konkurencją Chciałabym też pobiec kilka dłuższych biegów w okolicach 50km ,by przekonać się czy to dystans dla mnie…Oczywiście ,te,które miło wspominam,ze względu na organizatorów czy trasę czy bliską odległość -też chciałabym wystartować.
Zobaczymy, co z tego wyjdzie, co się uda zrealizować. NAJWAŻNIEJSZE, by zdrowie dopisywało, a wtedy można zakładać, planować, realizować …. i wyskakiwać niczym królik z kapelusza:)
Pozdrawiam:
Katarzyna Wilk
Leave a Comment