Drogi konsumencie biegowego rytmu życia, czy udało ci się zrobić bilans „wzlotów” i „upadków” 2012?
Dokonałeś równania wszystkich paradoksów, gdy ziemia dynamicznie kończy okrążać swoją orbitę a ty względem jej drogi, przez ten okres pokonywałeś swój dystans?
Jak widzisz czas który minął? Rozpatrywanie „nie udanej” przeszłości nic nie zmieni. Przynajmniej fizycznie nic, natomiast zawsze można się w duchu pogodzić z nabytą kontuzją, z nieudanymi startami, a w tedy zmieni się również nasze spojrzenie na te podstawowe elementy naszego rozwoju.
Zamiast żałować zaczniemy dostrzegać w tym sens, bo jeśli nie będziemy się uczyć na błędach to na czym? Gdy wyleczymy kontuzję ona pozostanie w nas , gdzieś tam będzie powracał ból, dyskomfort, pamięć. Ale sukcesem będzie gdy staniemy mocno na ziemi, silniejsi i mądrzejsi przynajmniej o to doświadczenie życiowe , co pozwoli iść dalej, iść pewniej. Ale dokąd?
Przyciąganie przyszłości, chęć poznania jej, nie ma sensu. Dużo pojawia się przed nami – biegaczami pytań bez odpowiedzi. Pytań na które w teorii można zdobyć rozwiązania, porównując nasze dokonania idące wraz ze wzrostem naszej formy, lub wpisując nasze dane, na przykład plus 1 minuta do kalkulatorów biegowych, licząc na spokojne dojście do tego celu.
To nie będzie miało rzeczywistego przełożenia na przyszły rok ani nie odpowie nam na pytania które często wywołują strach , bo przecież boimy się nieznanego. Poza tym jaki sens miało by brnięcie w naszym życiu w przepowiedziane i opisane emocje, przygody, zdarzenia?
Stało by się ono wegetacją. Czekaniem na wiadome, „puste prawdy”. Czerpanie energii – radości z chwili straciło by sens, nie istniało by. A strach przed nieznanym przecież łatwo przetworzyć, już w danym momencie na odpowiednią reakcję, lub mocny kop adrenalinowy. Zwykle tak się dzieje, tylko nie zdajemy sobie z tego sporawy gdyż jest to wysoko skondensowane odczucie.
Analiza dzienniczka treningowego doprowadziła mnie do pewnych wniosków. Otóż na początku roku 2012 byłem matematykiem biegowym. Przeliczałem, analizowałem a starty w zawodach które przewidziałem i miałem „osznurowane” na ostatnią dziurkę – okazywały się konsekwentnie nie zgodne z wyobrażeniami. Mimo to zapiski trwały i trwają do dzisiaj. Zapełniam mój dziennik treningowy danymi z każdego dnia, z każdego startu. Pomaga to w skrupulatnych planach treningowych ale nie wyręcza mnie ze stawiania czoła nieznanemu, czym są kolejne wyzwania – starty, treningi, poznawani ludzie.
W moich zapiskach weekendowych nie są najważniejsze dokonania na zawodach w których wziąłem właśnie udział, często nie wpisuję wyników, nie ze wstydu przed samym sobą lecz z braku potrzeby. Za to opisuję odczucia fizyczne oraz emocjonalne jakie danego dnia było mi dane przeżyć.
Wracając po kilku miesiącach, lub latach do czytania takich zapisków jednocześnie wracają tamte chwile. Czy były dobre czy złe, nadal są wspomnieniami a nie chęcią powrotu i zmiany przeszłości. Są moim „paliwem” do biegania – zwycięstwa motywują a porażki jeszcze bardziej. Warto notować, zwłaszcza gdy jest się sportowcem, w tedy łatwiej dostrzec i docenić straty oraz zyski. Łatwiej przeliczyć i ustalić pewne kwestie treningowe, ustalić plan na kolejny start lub cały sezon. Łatwiej uniknąć podobnych do siebie błędów i lepiej przebrnąć przez kolejne, nowe.
Siedzę przy stoliku i piszę ten tekst, a kantem oka widzę moje pierwsze buty biegowe , wyjęte z jakiegoś ciemnego zapomnianego zakamarka, które wymyłem skrupulatnie i suszę nad grzejnikiem w pokoju.
Przypomniałem sobie o nich jak otworzyłem dziennik treningowy z poprzednich lat. Wróciły sentymenty. Wróciły one pomarańczowe „skoki” oraz wspomnienia pierwszych biegów i startów.
Podliczyłem iść kilometrów jakie pokonały przez dwa lata które tylko w nich biegałem. Była to suma równa połowie tylko tego roku biegowego w nowszym modelu. Czy to jest progres czy nie, nie istotne. Przeszłość jest za plecami, jej ślady są z nami na co dzień a nowe cele widnieją już w naszej podświadomości. Ważne że pojawia się przed nami kolejny okres, 2013 – podczas którego czeka nas nieznana przygoda sportowa.
Szukajmy więc sensu w „tu i teraz” a nie użalajmy się nad tym co było i nie szukajmy odpowiedzi na przyszłość która tylko nas znudzi. Chciałem podsumować mijający rok biegowy i zrobię to jednym zdaniem:
Nawet gdy forma rozpada się pamiętaj by treść nie pozostała naruszona, bo żadne zewnętrzne oddziaływanie nie zastąpi osobistego dążenia człowieka do spełniania jego marzeń.
Dariusz Marek
Leave a Comment