W ubiegły weekend zdarzyło mi się uczestniczyć w dwóch biegach.
Pierwszy w sobotę, uliczny, płaski w Skawinie na 10km. (XI Międzynarodowy Bieg Skawiński). Drugi w niedzielę w Bielsku Białej , górski, na dystansie 6,5 km i przewyższeniu 493m (XVI Ogólnopolski Bieg Magurki).
W biegi skawińskim zdecydowałem się pobiec ponieważ mieszkam w tym mieście, a więc względy patriotyczne :-), a także bardzo płaska trasa, czyli teoretycznie szybka i mało męcząca. Chciałem również pobić swój rekord na tym odcinku ( nie napisze jaki, żebyście się nie posikali ze śmiechu lub nie zapaskudzili monitora właśnie zjadanym posiłkiem). Swoją drogą udało mi się poprawić czas, chociaż nie na tyle, na ile się spodziewałem 🙂 – może za rok?
Do Bielska Białej natomiast zdecydowałem się jechać ponieważ mój znajomy, co to mnie dyskretnie wpakował w systematyczne bieganie (on i kobieta jego), wybierał się tam, by zdobyć kolejne punkty w Lidze Biegów Górskich. Ponieważ niedziela jest dla mnie bardzo często najbardziej męczącym dniem całego tygodnia – co wynika z bezczynności w tym dniu – postanowiłem skorzystać z okazji i spędzić ten dzień w ruchu na świeżym powietrzu.
Udział w obu tych imprezach spowodował w mojej jajowatej głowie pojawienie się pytania : Co dla mnie lepsze? Biegi uliczne czy górskie???
Czy tak naprawdę jest się nad czym zastanawiać?
Spróbuję porównać obie dyscypliny, oczywiście patrząc okiem biegacza – kompletnego amatora.
Organizacja biegu.
Biegi uliczne mają to do siebie, że w większości przypadków są imprezami o charakterze masowym. W biegu bierze udział od kilkuset do x tysięcy zawodników. Musi się to wiązać z odpowiednio dużym rozmachem reklamowym, organizacyjnym itp. Wiadomo, że biegi takie przyciągają dużych sponsorów. Organizatorzy mogą sobie pozwolić na wartościowe nagrody rzeczowe czy pieniężne. Muszą też odpowiednio zorganizować zaplecze zawodów, noclegi , sanitariaty itp. Zmobilizować znaczne siły odpowiednich służb (Policja, Pogotowie, Straż, Wolontariusze itp.)
Biegi górskie charakteryzują się kameralną oprawą, liczba uczestników jest ograniczona zazwyczaj do kilkuset, prawdopodobnie ze względu na „mało przelotowe” trasy biegowe, prowadzone często wąski leśnymi ścieżkami , niebezpiecznymi graniami, gdzie przy dużej liczbie uczestników łatwo byłoby doprowadzić do jakichś niebezpiecznych sytuacji. Organizowane są głównie w niedużych miejscowościach. Nie dużych nie znaczy mało znanych, wiele z nich to uzdrowiska i wakacyjne kurorty. Zawsze pięknie położone wśród gór i lasów. W przypadku biegów górskich, wielkie firmy nie garną się raczej do sponsorowania ich. Na banerach reklamowych pojawiają się więc lokalni przedsiębiorcy czasem zupełnie nieznani uczestnikom biegu. Ale dzięki nim wiele biegów może w ogóle zaistnieć. Nagrody może nie są tak okazałe jak w przypadku dużych biegów ulicznym, ale jednak są. Co do zaplecza sanitarnego, to zazwyczaj w niczym nie ustępuje tym przy biegach masowych. Często jest nawet dużo czyściej ( chyba ze względu na ilość biegaczy- a może to wyższa kultura osobista biegaczy górskich ?)
Oznaczenie trasy.
Moje doświadczenie w tej kwestii ( niewielkie ale jednak) pozwala stwierdzić, że biegi uliczne są lepiej oznaczone niż trasy górskie. Być może wynika to ze specyfiki terenu, po którym biegamy. Biegi uliczne najczęściej posiadają oznaczenia co kilometr, w biegach górskich już kilkukrotnie zdarzyło mi się, że takich informacji na trasie w ogóle nie było!!! A jest to, przynajmniej dla mnie, dość istotna sprawa. Zupełnie inaczej biegnie się, gdy wiem ile kilometrów pozostało do mety. Pozwala to odpowiednio rozkładać siły podczas biegu, a zainteresowanym ściganiem, przyjąć odpowiednią taktykę (np. zaatakuję na ostatnim kilometrze). Również samo oznaczenie trasy, w przypadku biegania po górach , pozostawia wiele do życzenia. Przykładem może być ostatni bieg Rak’nRolling w Szczawnicy , gdzie zawodnik po przebiegnięciu prawie 40km maratonu, pomylił trasę i zbiegł do mety trasą, po której kilkadziesiąt minut wcześniej wybiegali uczestnicy biegu krótkiego. Przez słabe oznaczenie trasy, gość mógł zostać zdyskwalifikowany, a to przecież nie była jego wina. Na szczęście skończyło się tylko na doliczeniu karnych minut.
Kibice.
Siłą rzeczy, wiadomo, że na trasie biegów ulicznych gromadzi się znacznie większa liczba kibiców niż na trasach górskich. W mieście ludzie po prostu wychodzą z kamienicy, bloku czy domu stają przy jezdni i już. A w górach ? Niewielu ludziom chce się wychodzić na godzinę i więcej przed startem biegu, pod jakąś pieprz… stromą górę (nie dotyczy moich wiernych kibiców- dzięki Wam ludzie!) tylko po to by poklaskać i pokrzyczeć na tych „nienormalnych” ludzi co to zamiast biegać po równym asfalcie, jak większość biegaczy na świecie, katują swoje organizmy w czasie morderczej wspinaczki na metę. Meta zazwyczaj jest na jakimś szczycie, tak więc trzeba jeszcze pokonać tę samą trasę, tylko w dół. Co ciekawe, często jest to dużo mniej przyjemne niż sam bieg !!!
Wracając do kibiców. Jeśli już są na trasie, nie znajduję różnicy w sposobie dopingowania, który jest dużym wsparciem dla niejednego biegacza. Co do moich osobistych kibiców, to z biegu na bieg są co raz głośniejsi, a ostatnio w Skawinie przygotowali nawet wielki baner z moim imieniem, co wprawiło mnie w naprawdę dobry humor i dodało sił , mimo, że na 9 kilometrze byłem już kompletnie wyczerpany . Jesteście wielcy !!! Aż się boję, co przygotują na kolejne zawody 🙂
Trasa.
Wiadomo, że trasa biegu ulicznego jest najczęściej prowadzona ulicami miasta. Szeroki asfalt pozwala bezproblemowo wyprzedzać rywali. W górach, w wielu miejscach trzeba truchtać za wolniej biegnącym zawodnikiem, bo akurat ścieżka jest tak wąska , że pozwala biec tylko jednemu zawodnikowi. Ulica nie zaskoczy nas drastyczną zmianą nawierzchni, tak jak to się dzieje w przypadku biegania po górach. Tam asfalt podziurawiony jak szwajcarski ser, zamienia się nagle w kamienistą drogę, by już za chwilę stać się błotnistym grzęzawiskiem , które po kilkudziesięciu metrach przechodzi w usianą kwiatami łąkę. Ale to nie koniec bo z łąki zbiegamy w wąziutką ścieżkę do lasu, by po chwili stanąć oko w oko ze stromą skałą ( skała ma oko???) , na którą trzeba się wspiąć bo akurat organizator umiejscowił tam metę biegu.
Biegi uliczne są najczęściej organizowane w dużych miastach. Trasy prowadzą obok zabytkowych budowli, pomników, przez parki itp. Organizatorzy starają się by trasa była jak najbardziej atrakcyjna widokowo. Biegi górskie mają tę zaletę, że praktycznie wszystkie trasy są atrakcyjne pod względem krajobrazu: las, strumienie, panoramy pasm górskich, stare chaty, kwieciste łąki – pod warunkiem, że nie biegniemy we mgle, która ogranicza widoczność do 50 m i ledwo widać zarys zawodnika biegnącego przed nami (tak było w niedzielę w Biegu Magurki 🙂
Podsumowując, wyszło na to, że sama organizacja biegów nie różni się zbyt wiele , może jedynie rozmachem imprezy. Biegi uliczne mają większą liczbę kibiców i lepiej oznakowane trasy (zapewne nie wszystkie). Co do przebiegu tras biegów to siłą rzeczy różnią się pod względem krajobrazu i nawierzchni.
Czy to porównanie pozwoliło mi znaleźć odpowiedź na zadane we wstępie pytanie? Nie!
Za to osobiste odczucia po niedzielnym Biegu Magurki znacznie zbliżyły mnie do górskiego biegania. Nieprzewidywalna pogoda, zmienna nawierzchnia, różnorodne ukształtowanie terenu i niesamowita radość z dotarcia do mety po trudach wspinaczki (nie wspomnę już o otaczającej biegacza przyrodzie) tego nie znajdziecie w monotonnym pokonywaniu asfaltu w mieście.
Bartek Giemzik
Mnie także irytują biegi miejskie. Są strasznie nudne. Biegniemy ulicą i końca trasy nie widać szczególnie jak jest dużo prostych odcinków. Często widać z kilometr drogi przed nami. Nie to co w górach gdzie co kilkanaście metrów jest jakieś urozmaicenie. Biegi miejskie są dużo tańsze i łatwiejsze więc biega więcej biegaczy. Aby góry szły przez centrum Polski to może i więcej by było biegów górskich. Jechać na drugi koniec Polski aby przebiec się w górskim maratonie to też trzeba mieć sporo gotówki albo jeżeli mamy możliwość trzeba by się przeprowadzić w rejony górskie.