Wbrew pozorom – Bieg Magurki.

Niedziela zapowiadała się szara i deszczowa. O 8.20 znajomek podjechał po mnie swoim czerwonym bolidem.  Zdecydowałem się jechać z nim do Bielska Białej, nie wiedząc do końca w jakiej roli tam wystąpię – kibica czy też zawodnika. W sobotę biegłem w Biegu Skawińskim i co nieco odczuwałem tego skutki. Wsiadłem do samochodu, a ten od razu do mnie:
–     Bierz buty i w ogóle wszystko. Pobiegniemy!!!

Daj spokój! Po wczorajszym mam dosyć! Nie marudź tylko, tylko jedź , bo się spóźnimy – odpowiedziałem z uśmiechem.
Ale gość nie odpuścił, napierał dalej:
Weź sprzęt, pobiegniesz treningowo i już.
Uśmiechnąłem się szyderczo:
Wziąłem! Jedź!!!
Serio? – zapytał z niedowierzaniem.
Tak, dawaj bo się spóźnimy!
Ruszyliśmy w 90km drogę. Pogoda nie była najgorsza. Pochmurno, ale deszczu ani śladu. Po 10tej dotarliśmy na miejsce, niestety prognozy pogody z pewnego nie lubianego przeze mnie portalu sprawdziły się – zaczęło mżyć :-).

Większość innych stron zapowiadała zachmurzenie duże , ale bez opadów. No cóż, jak biegać to biegać, warunki atmosferyczne nam nie straszne.

magurka1

Zaparkowaliśmy niechlujnie i szybko pobiegliśmy do biura zawodów. W ostatniej chwili zapisaliśmy się i pobraliśmy numery startowe, które wskazywały na to, że pobiegnie ok. 200 osób.

Całkiem sporo jak na nie najlepsze warunki pogodowe. Zrobiliśmy rozgrzewkę i pomaszerowaliśmy na start. Deszcz kropił , temperatura ok.. 12 stopni.  Biegnijmy już – pomyślałem. Oczekiwanie na start w krótkich spodenkach i podkoszulku, nie należy w takich warunkach do przyjemności. Wreszcie start.

Ruszyliśmy mokrym asfaltem, który ciągnął się i pomału piął w górę przez ok. 2 km. Peleton biegaczy rozciągnął na kilkadziesiąt, może kilkaset metrów. Czułem  w nogach trudy sobotniego biegu w Skawinie. Mozolnie przebierałem dolnymi kończynami, starając się wyciągnąć z nich jak najwięcej. Wreszcie asfalt się skończył i zaczął się dość stromy kamienisty podbieg. Niektórzy zawodnicy przeszli do marszu, ja też do nich dołączyłem.

Ale już za chwilę kamienista droga ustąpiła miejsca przyjemnej dla stóp, ścieżce leśnej. Po takiej nawierzchni lubię biegać najbardziej. Teren nieco się wypłaszczył, można było znowu się rozpędzić. A więc w górę! Teraz kilkaset metrów w  górę i meta. O nie ! Nie tak szybko!  To dopiero 3 km.

magurka3

Swoją drogą muszę powiedzieć, że trasa była świetnie oznaczona, co kilometr,  wyraźna, czytelna tabliczka z pokonanym dystansem trasy. Takie oznaczenia są dla mnie istotnym elementem, działającym na psychikę podczas biegu.  Niejednokrotnie zdarzyło mi się, że organizatorzy biegów w ogóle nie oznaczali trasy jeśli chodzi o podawanie pokonanego dystansu.

Przyznam, że czasami działało to na mnie destrukcyjnie , bo wydawało mi się, że meta już nie daleko , że przebiegłem już chyba większą część trasy, a tu się okazywało, że to była dopiero połowa. Tak więc duży plus dla organizatora Biegu Magurki za te oznaczenia.

magurka2

Wracając do biegu. Mniej więcej w połowie, nie pamiętam dokładnie, na jednym z zakrętów, miłe zaskoczenie. Na zawodników czekała woda podawana przez ludzi obsługujących bieg. Chwyciłem kubek, przepłukałem usta i wio ! Dalej! Trasa bezlitośnie pięła się monotonnie w górę. W oddali majaczyły sylwetki poprzedzających mnie biegaczy, gdyż mgła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów.

magurka4

Nieustanna mżawka i dość niska temperatura, okazały się wręcz sprzymierzeńcami w pokonywaniu trudów trasy. Wbrew pozorom, naprawdę dobrze się biega w takich warunkach.  Obawiałem się złych warunków atmosferycznych. Zupełnie niepotrzebnie! Znajomy, co to mnie w te biegi zaangażował, mówił mi ostatnio :

Nie idź pod górę! Staraj się zawsze biec. Truchtaj! Zawsze to szybciej niż chód.
Przypomniałem sobie te słowa i postanowiłem zrealizować je w tym biegu. I rzeczywiście, inni szli, a ja systematycznie, chociaż powoli, mijałem kolejnych zawodników. W pewnym momencie usłyszałem za plecami głośne sapanie.

 magurka5

Oho! Ktoś się do mnie zbliża. Po chwili gość w czarnym podkoszulku, wyprzedził mnie , ale widziałem, że kosztowało go to sporo sił. Ja ciągle nieustępliwie truchtałem, droga nagle zakręciła o 180 stopni. Gość, który przed chwilą z takim trudem mnie wyprzedził, skapitulował. Przeszedł do marszu, spokojnie go wyprzedziłem. Słyszałem, że próbuje jeszcze przez chwilę mnie gonić, ale ku mojemu zadowoleniu, leśny dukt nagle się mocno wypłaszczył, chyba nawet minimalnie biegł w dół. To lubię, pomyślałem.

Rozpędziłem się ile tylko sił miałem w nogach. Pozostawiłem gościa daleko z tyłu. Trasa jeszcze raz zakręciła prawie o 180 stopni. Minąłem tabliczkę 5,5km :-). O Boże!  Już niedaleko! Teraz tylko dotrwać do mety i starać się nie dać wyprzedzić. To niestety mi się nie udało. Na tym ostatnim kilometrze wyprzedziły mnie jeszcze dwie dziewczyny. Biegły tak, jak gdyby dopiero co wystartowały.

magurka6

Skąd tyle pary w tych drobnych, niewieścich ciałach ??? Wreszcie pojawiła się tabliczka – 200m do mety 🙂 Dobra stary!  Dawaj wszystko co ci tam jeszcze zostało w nogach i płucach. Ostanie 50 m pokonałem w sprinterskim tempie (jak na mnie) ścigając się z kolejną dziewczyną, ale nie dałem rady, wpadliśmy jednocześnie na metę. Potem okazało się, że ona minimalnie wcześniej. I znów szczęście i radość z dotarcia do mety. Nie zrozumie tego nikt kto nie spróbuje choćby raz wziąć udział w takich zawodach. Nie wiem dlaczego, ale biegi uliczne nie dają mi tak dużej satysfakcji z osiągnięcia mety, co biegi w górach.

magurka7

Bieg Magurki to:  bardzo dobra organizacja imprezy, wspaniała , szeroka trasa, świetnie oznaczona, pewnie widokowo też piękna, ale tym razem mgła pozwalała sięgać oczom zaledwie na 50 m do przodu.

Biegi górskie to ciężka dyscyplina, ale przynosi niesamowita satysfakcję. Polecam wszystkim, niech spróbują. Naprawdę warto!

Tekst: Bartek Giemzik

Foto: Grzegorz Olma – Pełna galeria -> tutaj <-

-> Pełne wyniki <-

Post navigation

Leave a Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Jeśli podoba Ci się ten post, być może spodobają Ci się także te