W minioną niedzielę w Żabnicy koło Żywca odbył się XIII Bieg na szczyt Rysianki. Start zaplanowano na godzinę 11.00, ja dotarłem na miejsce już o 9.40 i ku mojemu zdziwieniu strażacy zabezpieczający dojazd do biura zawodów poinformowali mnie dość stanowczo, że miejsc parkingowych już nie ma i żeby szukać miejsca gdzieś niżej. No cóż , wjechałem w boczną drogę i tam zostawiłem samochód. Potem okazało się, że miejsca jeszcze były , widocznie żołnierze tzn. strażacy dostali odgórnie takie rozkazy i dzielnie je wykonywali. Biuro zawodów znajdowało się przy pensjonacie o „swojsko” brzmiącej nazwie ALSKA :-).
Szczerze powiedziawszy miejsce to jest rzeczywiście z dala od cywilizacji, być może stąd ta nazwa. Zapisy odbywały się bardzo sprawnie: formularz zgłoszeniowy, opłata, numer, kupon na porcję żywnościową . Pozostało się rozgrzać i czekać na start.
Pogoda była wręcz idealna do biegania, minimalne zachmurzenie z przejaśnieniami i temperatura nie przekraczająca 20 stopni. Na linii startu z minuty na minutę rosła liczba uczestników biegu. Punktualnie o 11.00 wystartowałem z ponad 120 innymi biegaczami na 6km trasę na szczyt Rysianki.
Mętna woda w potoku obok oraz wilgotny asfalt wskazywały, że jeszcze w nocy padał tam deszcz, należało się więc spodziewać błota w dalszej części trasy.
Pierwsze 2km biegu odbywało się po asfalcie. Wszyscy przebiegli ten odcinek w dość spokojnym tempie, czołowi zawodnicy pokonali go w około 7,5 minuty. Biegacze szybko utworzyli kolorowego, wijącego się drogą węża. Przemierzałem kolejne setki metrów umiarkowanym tempem, starając się oszczędzać siły na długi ostry podbieg , który wkrótce miał się ukazać moim oczom. Asfaltowa droga zdawała się nie mieć końca , a to przecież zaledwie 2km.
W końcu pojawił się most nad potokiem, którym wbiegliśmy na błotnisto-kamienisty leśny dukt. Chłodne powietrze owiało mój zgrzany organizm – ulga. Jednocześnie rozpoczęła się prawdziwa praca mięśni i płuc. Niektórzy zamienili na tym odcinku bieg na marsz. Ja biegłem dalej.
Śliskie, mokre podłoże nie ułatwiało mozolnej wspinaczki. W końcu i ja skapitulowałem i włączyłem się do długiej kolejki ludzi maszerujących żwawym krokiem przez las.
Nie znałem trasy, po cichu liczyłem na jakiś zbieg albo chociaż wypłaszczenie. Niestety nic takiego nie następowało. Co jakiś czas podbiegałem kilkadziesiąt metrów wyprzedzając w ten sposób kilku idących zawodników. Niestety brakowało sił by biec nieustannie.
Nagle niespodzianka – na rozstaju dróg organizatorzy ustawili punkt z wodą, chwyciłem więc butelkę , wziąłem łyk wody i ruszyłem dalej w górę. Podbieg nieprzerwanie trwał, co gorsze jego nachylenie znacząco wzrosło, a podłoże stanowiły mokre, luźne kamienie. Podniosłem głowę z nadzieją, że zobaczę koniec tej morderczej wspinaczki. Ha , ha , ha… Coś zaśmiało się szyderczo w moim wnętrzu. Moim oczom ukazały się oddalone o kilkaset metrów dalej i kilkadziesiąt metrów wyżej kolorowe punkciki, ledwie zarysy biegaczy.
No nic, pomyślałem- dam radę! Minęło już kilkadziesiąt minut od startu, ciężki oddech i zmęczone mięśnie dawały o sobie znać. Nagle ku mojemu zadowoleniu teren wypłaszczył się i po chwili biegliśmy już lekko w dół . Niestety kamienista droga ustąpiła miejsca gęstej pajęczynie z wystających korzeni. Biegłem uważnie, starannie wybierając miejsce stawiania kolejnych kroków.
Potem wybiegłem na mokrą łąkę, tam krótkim podbiegiem dotarłem znów do kamienistobłotnistej drogi . Ostry zakręt w prawo i kolejne metry w górę :-). Po chwili z góry zaczęli zbiegać zawodnicy, to mogło oznaczać tylko jedno – meta już blisko. I rzeczywiście po kilku minutach przekroczyłem linię mety.
Tam każdy uczestnik biegu otrzymywał wodę, banana i baton. Usiadłem na trawie, zmęczony ale szczęśliwy. Rześkie górskie powietrze dostarczało tak upragnionego orzeźwienia.
Po krótkiej chwili dotarło do mnie w jak pięknym miejscu umiejscowiona była meta. Wokół rozciągały się urokliwe widoki m.in. na Babią Górę , na którą już za tydzień mam zamiar wbiec :-).
Odpocząłem chwilę i wraz ze znajomym zacząłem zbiegać do biura zawodów. Po drodze utwierdziłem się w przekonaniu, że bieg na Rysiankę to trudna ale bardzo ciekawa trasa, różnorodne podłoże , strome podbiegi. Na dole każdy otrzymał pamiątkowy medal oraz ciepły posiłek. Organizacja imprezy na medal !
Wyniki dostępne były w bardzo krótkim czasie, rozdanie nagród również przebiegło bardzo sprawnie. Aaaa…!!! I jeszcze wielka pochwała za oznaczenie trasy . Naprawdę trzeba było być bardzo zdekoncentrowanym , żeby się zgubić. Nieee! Przy takim oznaczeniu trasy to niemożliwe. Gratulacje! Za rok też tu przyjadę.
I jeszcze o wynikach. Pierwsze miejsce zajął Dariusz Marek z czasem 35.48, aż o 2.5 minuty wyprzedził Jarosława Kożdonia. Na trzecim miejscu zameldował się Tadeusz Jasek (63 lata!)
Gratuluję!
Bartek Giemzik
fot. Bartek Giemzik
Bardzo fajna relacja!
Zwłaszcza te zdjęcia z perspektywy uczestnika:)
Szkoda ze nagranie z mety nie jest udostępnione..
No wreszcie dowiedziałem się jak to wygląda. Opis wspaniały. W 2015 spotkamy się na starcie a być może i na mecie 😉